Pobite i znieważone kobiety odwoływały się od ukarania ich grzywnami za zakłócanie legalnego zgromadzenia. 24 października sąd je uniewinnił. Wyrok wydał SSR Michał Kowalski.
Ta sprawa ma ogromne i symboliczne znaczenie. Nie chodzi tu o to, czy należy nałożyć na kobiety grzywnę, czy też odstąpić od niej w imię „niewielkiej szkodliwości” czynu – chodzi o uznanie ich prawa (a więc i naszego) do protestowania. Wyrażania niezgody wobec groźnych zjawisk społecznych. O prawo głosu. Wolnościowego głosu.
– Po niemalże dwóch latach w Sądzie Rejonowym dla Warszawy-Śródmieście znalazła finał nasza sprawa. Dzisiejsza mowa końcowa mecenasa Krzysztofa Stępińskiego była pełna osobistych nawiązań, wywołała wzruszenie, a zarazem prezentowała stanowczy sprzeciw wobec karania kobiet, które wzorem Rosy Parks bezprzemocowo, w sposób pokojowy sprzeciwiły się neofaszystom – podsumowuje Agnieszka Markowska, jedna z „14 Kobiet z mostu”.
I dodaje: – Kolejny raz sędzia (tym razem Michał Kowalski) zasądził wyrok wprost z konstytucji. A przy tym dobitnie podkreślił, że nasz czyn nie miał żadnych znamion wykroczenia, zasługuje na najwyższy szacunek i uznanie.
Ewa Siedlecka: Państwo dla swoich, czyli... „Nie podoba się? Wyp…ć!”
Pierwszy wyrok w sprawie „Kobiet z mostu”
Tegoroczny Marsz Niepodległości reklamuje się plakatem z różańcem ułożonym jak kastet na podniesionej pięści. Symbolika jest jasna – walka w imię wiary. Chodzi o walkę moralną czy o rozwiązania fizyczne? Przypadek protestujących przy moście Poniatowskiego w 2017 r. ostrzegał przed tym właśnie, a „14 Kobiet” poczuło to na własnej skórze.
Kto prześledzi dokładnie tamte wydarzenia, ten zobaczy natychmiastowe, intuicyjne wręcz reakcje uczestników marszu wobec osób i ich przekazu z baneru. Zanim nastąpiły popchnięcia, szarpanie, kopnięcia, kobietom zerwano biało-czerwone opaski z ramion, bo nie były godne ich nosić. To swoiste kibolskie „krojenie barw” nie ograniczyło się do opasek – protestującym porwano i wyrwano także antyfaszystowski baner. A gdy usiadły na ziemi, jeden z mężczyzn podsunął im pod nos polską flagę i wykrzykiwał, że to są wartości, które trzeba szanować.
W oczach agresorów kobiety walczące z faszyzmem nie były patriotkami i trzeba je było... reedukować. Przybrało to formę werbalną, ale i czysto fizyczną. Poza wyzwiskami i straszeniem komorami gazowymi krzyczano dookoła: „To nie jest cyrk”. Później było plucie, popychanie, łapanie za ręce, kopanie. W plecy, w głowę. Uczestnicy Marszu Niepodległości czuli się także w kompetencjach, by samodzielnie znieść kobiety z ulicy. Zrobili to zresztą bardzo nieumiejętnie, doprowadzając jedną z nich do utraty przytomności. I nawet stojąc nad nią, byli przekonani, że udaje.
Policja, która przyjechała na miejsce dopiero po wezwaniu przez pobite, spisała tylko kobiety (nie wszystkie) i nie odnalazła sprawców. Później zaczął się szum i procesy sądowe.
W pierwszym wyroku za zakłócanie legalnego zgromadzenia sąd zasądził karę grzywny. W drugiej sprawie (z powództwa samych protestujących) prokurator Magdalena Kołodziej, umarzając postępowanie, stwierdziła, że agresorzy nie wybierali „newralgicznych części ciała” i jedynie „wyrażali swoje niezadowolenie”. Prokuratura nie uznała, że na moście podważono prawa człowieka i obywatela, że odbierano komuś godność. Nie dostrzegła też zagrożeń płynących z nacjonalizmu, rasizmu i faszyzmu. Kobiety odwołały się od obu tych decyzji. Jak podkreślają, dla wyższej sprawy i sprawiedliwości, a nie z powodu grzywny.
Czytaj także: Zamiatanie po nacjonalistach, demokratyczny zwyczaj
Wsparcie Amnesty International
Przed wyrokiem pierwszej instancji, a po wyroku jeszcze mocniej w sprawę włączyło się Amnesty International Polska. Organizowano m.in. spotkania za granicą, gdzie uczestniczki protestu opowiadały o swoich doświadczeniach.
„Kobiety z mostu” stały się także pierwszymi polskimi adresatkami słynnego maratonu pisania listów AI. Oto fragment jednego z nich: „Piszę ten list w Europejskim Centrum Solidarności. Obok mnie wyświetlane są zdjęcia ze strajku w 1980 r. W tym miejscu pokojowa demonstracja jest prawem świętym. W tym miejscu nie sposób wątpić, że to wszystko ma sens. (…) Niezmiernie mnie wkurza, że środowiska prawicowe (często skrajne) przywłaszczyły sobie prawo do bycia patriotami, do przejęcia Święta Niepodległości. Chcą być Chrystusami wśród narodów, a zapominają, że Chrystus oddał swoje życie (i według wiary katolickiej wciąż oddaje – na ołtarzu) za bliźnich, nawet za nieprzyjaciół. Dla mnie Wy jesteście prawdziwymi patriotkami. Dziękuję, że walczycie o mój piękny kraj, w którym każdy przybysz jest mile widziany. Marzę o Polsce bez kultu bohaterów oddających swoje życie za państwo. Staropolska gościnność zamiast pustosłownych Sarmatów. Taką nadzieję daje mi Amnesty, taką nadzieję daje mi ECS, taką nadzieję dajecie mi Wy. Dziękuję”.
Amnesty International zbierało także podpisy pod specjalną petycją do MSWiA. Ogromną rolę odegrało wreszcie wsparcie mecenasa Krzysztofa Stępińskiego reprezentującego kobiety przed sądem, który świadczył usługi pro bono.
Czytaj także: „Kobiety z mostu” zgłosiły siedem postulatów do MSWiA
Wznowienie sprawy we łzach
Kiedy 13 lutego 2019 r. podejmowano decyzję, czy będzie toczył się kolejny proces, napięcie było ogromne. Gdyby sąd nie znalazł podstaw do wznowienia sprawy, byłby to koniec drogi. I porażka. Nie tylko protestujących, ale i samego sądownictwa, bo wyrok skazujący legitymizowałby możliwość używania przemocy w imię „niezadowolenia”.
Po decyzji sądu o nowym procesie protestujące wyszły z sali rozpraw zapłakane. Później, na posiedzeniu 3 września, opowiadały o swoich motywacjach, o potrzebie sprzeciwu, ale też o strachu i swoich rodzinach z wątkami wołyńskimi. O tym, że nie chciały zatrzymać 60-tys. marszu, co byłoby przecież naiwnym planem, lecz wskazać problem i dostarczyć dowodów na to, że pod przykrywką patriotyzmu odradza się nacjonalizm i faszyzm (hasła na Marszu Niepodległości 2017: „Europa biała albo bezludna”, „Czysta krew. Trzeźwy umysł”, eksponowane w tzw. Czarnym Bloku), który przynosi dyskryminację mniejszości religijnych, seksualnych i innych, ksenofobię, przemoc.
Czytaj także: Bezprecedensowy proces za blokowanie marszu ONR
Uniewinnienie „Kobiet z mostu”
24 października 2019 r. Sąd Rejonowy dla Warszawy-Śródmieścia uniewinnił „14 Kobiet z mostu”. Wyrok nie jest prawomocny, w ciągu tygodnia oskarżyciel może się jeszcze odwołać. Ale to bardzo ważny, kluczowy krok w tej niesamowitej historii. To uznanie praw do protestu, ale i niezwykłej odwagi, jaką wykazały się Ewka Błaszczyk (inicjatorka akcji), Lucyna Łukian, Beata Geppert, Agnieszka Markowska, Elżbieta Podleśna, Krystyna Zdziechowska, Kinga Kamińska, Maria Bąk-Ziółkowska, Zofia Marcinek, Izabela Możdrzeń, Agnieszka Wierzbicka, Katarzyna Szumniak, Monika Niedźwiecka i dokumentująca wydarzenia Katarzyna Kwiatkowska.
– Wierzyłam w ten wyrok. Wierzyłam, że taki właśnie zapadnie, choć przestałam na niego czekać, bo sprawiedliwość, która przychodzi po tak długim czasie, bywa jej karykaturą zwieńczającą udrękę, zwłaszcza gdy ma się głębokie i uzasadnione poczucie krzywdy – komentuje Ewka Błaszczyk. – Zarzut oskarżyciela publicznego (policji) o zakłócanie „legalnego” marszu faszystów od początku był kuriozalny i nacechowany politycznie. Przemoc uczestników Marszu Niepodległości pozostaje bez kary, tymczasem my słyszymy z ust prokuratury w ramach innego postępowania, że ta przemoc była dopuszczalna jako „wyrażenie niezadowolenia”.
Błaszczyk to aktywistka, która poniosła szczególne konsekwencje. Jeden z agresorów przygniótł jej dłoń do asfaltu tak, że rana pozostawiła trwały ślad, bliznę, na którą patrzy codziennie. Biegły sądowy obejrzał jej obrażenia po kilkuset (sic!) dniach.
– Wszystkie byłyśmy i jesteśmy przekonane o słuszności naszych działań z 2017 r., ale też pragmatyczne: sędziowie warszawskiego sądu śródmiejskiego bardzo często orzekają wbrew tzw. linii władzy i wydają piękne, często wręcz monumentalne orzeczenia mówiące o nienaruszalności praw człowieka wynikających z konstytucji i międzynarodowych aktów prawnych ratyfikowanych przez Polskę – dodaje aktywistka. – Nie spodziewałam się, że ten wyrok będzie dla mnie tak ważny. Może nawet wzruszający. Nie było mnie dziś na sali sądowej, ale od rana nie opuszczał mnie niepokój. A potem stało się i usłyszałam tę fantastyczną wiadomość – niewinne! Oto pierwszy raz od naszego stanięcia na trasie Marszu Niepodległości 11 listopada 2017 r. z banerem „Faszyzm STOP” państwo polskie, jego emanacja, mówi wprost ustami sędziego o prawie obywatela do pokojowego protestu w słusznej sprawie. Oczywiście to orzeczenie ma znacznie szerszy kontekst społeczny i tak należy je rozumieć oraz stosować – jako swoisty drogowskaz i niezgodę na faszyzującą się przestrzeń publiczną.
„Kobiety z mostu” spodziewają się, że oskarżyciel złoży odwołanie. Ale dziś jest czas na radość z prawdziwego prawa i sprawiedliwości.
Czytaj także: „Kobiety z mostu”. Skazane na samotność
***
Sprostowanie Stowarzyszenia Marsz Niepodległości
W związku z treścią umieszczonego 24 października 2019 r. na portalu Polityka.pl artykułu pani Sandy Wilk pragniemy wyjaśnić, iż nie jest prawdziwą zawarta tam informacja, aby tegoroczny Marsz Niepodległości reklamował się plakatem z różańcem ułożonym jak kastet na podniesionej pięści. Jakiekolwiek sugestie, iż różaniec jest ułożony na plakacie „jak kastet”, są całkowicie nieuprawnione, a forma graficzna przedstawienia różańca stanowi zwyczajny sposób jego trzymania, niemający nic wspólnego z jakimikolwiek przejawami agresji fizycznej.