Mała, ale bardzo wkurzona grupa katolików – tak o osobach zaangażowanych w inicjatywę „Odzyskajmy nasz Kościół” mówi mi Karol, od którego wszystko się zaczęło. Mając w pamięci dyskusję o poczuciu wykluczenia w Kościele, odnoszę wrażenie, że ta grupa wcale mała nie jest.
W pojedynkę wierzyć się nie da
To był czwartkowy wieczór. Ul. Grodzka w Krakowie – jak zwykle wypełniona po brzegi. Przed Kościołem Świętego Piotra i Pawła, strzeżonym przez rzeźby 12 apostołów, zebrał się mały tłum. Wszystko przez to, że ktoś postanowił dać w tym miejscu koncert. Przechodnie przystawali, oczarowani melancholijną muzyką. Tuż obok jest gmach Instytutu Socjologii Uniwersytetu Jagiellońskiego. Tam przez dwie godziny zgromadzeni zastanawiali się, dlaczego obcowanie z Kościołem nie daje im już podobnego ukojenia.
Za to coraz częściej pojawiają się zdezorientowanie, niepokój, gniew. Przebijały z wypowiedzi osób, które zapełniły jedną z sal wykładowych. Zainteresowanie dyskusją pod hasłem „Koszt bezdomności w Kościele” z udziałem psychiatry i psychoterapeuty prof. Bogdana de Barbaro oraz Jacka Prusaka, jezuity, teologa, doktora psychiatrii, przerosło oczekiwania organizatorów, wśród których były osoby zaangażowane w inicjatywę „Odzyskajmy nasz Kościół”.
Na pytanie o koszt tej bezdomności, którą można rozumieć jako bezdomność duchową i poczucie wykluczenia, odpowiedź jest stosunkowo prosta. Ludzie przestają chodzić do kościoła, ich wiara podupada, a Kościół traci wiernych. Jak to zmienić? Co z tym robić?