Nie spodobała się publiczności kampania reklamowa firmy produkującej rajstopy i pończochy. Karolina Piasecka, bohaterka zbiorowej wyobraźni i kobieta, której kibicowano w wyrywaniu się z przemocowego związku, a po trosze też symbol wychodzenia z przemocy, siedzi skulona, wyciągając w stronę obiektywu nogi odziane w pończochy Adrian. Na twarzy ma ślady pobicia. Ale podpis głosi, że zawalczyła o siebie. I woła do innych kobiet, by robiły to samo.
Oburzenie jest na stylistykę – te siniaki i nogi w pończochach. Że sprowadza poważny problem społeczny do rangi popkultury, w ten sposób go umniejszając. Wyprostowana, dumna byłaby w porządku. Ale kuląca się pod ciosem? W pończochach?
Czytaj także: Karolina Piasecka, „żona idealna”
Ofiarom przemocy trudno się wyrwać
Tyle że dziś jednym z najsilniej działających mechanizmów związanych z przemocą domową jest właśnie jej „uwiększenie” – przeciwieństwo umniejszania. Przemoc niszczy. Obezwładnia. Psychicznie ubezwłasnowolnia – ale od sprawcy tejże. Im dalej w przemoc, tym trudniej się z niej wyrwać. Aż przychodzi czas, gdy żeby przetrwać, ofiara buduje sobie tożsamość – ofiary. Nękanej. Znoszącej. Cierpiącej. Wielkiej.
Ludzie pracujący z ofiarami przemocy podkreślają, że aby wyrwać się z takiego układu, ofiara musi zdobyć się na dostrzeżenie kata w sobie. Na przykład zdać sobie sprawę, że trwając w roli ofiary, też jest katem. Dla własnych dzieci. Dla siebie. Żeby się z tego wyrwać, trzeba zobaczyć swoją brzydką twarz. Jednym z głównych składników siły, dzięki której ofiara może wyrwać się z przemocy, jest szczerość. Na złudzeniach, lukrze, „uwiększaniu” nic się nie zbuduje. Oczywiście równie ważne, a może nawet ważniejsze jest, by ofiara uświadomiła sobie, co ma in plus. Latami umniejszana, przekonywana, że jest nic niewarta, potrzebuje na nowo zobaczyć siebie. Swoją sprawczość, inteligencję. Wrażliwość. Czułość. Urodę.
Czytaj także: Każdy zna ofiarę przemocy
Reklama rajstop lepsza niż blachodachówki
Może estetyka reklamy to nie jest górna półka. Może zbyt łopatologicznie i po prostu. Ale w kulturze, w której wszyscy żyjemy – przecież nie cudzej, a naszej własnej, polskiej – to jednak odmiana na lepsze. Blachodachówki z piersią, gładź tynkowa z pośladkiem i ustami, względnie jakaś szczęśliwa rodzinka z panią robiącą kanapki, reklamująca nowo oddawane mieszkania – to jest nasza codzienność. Pomysł Adriana może był ryzykowny. Ale świeży.
Czytaj także: Państwo nie pomaga organizacjom ratującym kobiety