Miej własną politykę.

Pierwszy miesiąc prenumeraty tylko 11,90 zł!

Subskrybuj
Społeczeństwo

Dlaczego w szkole symulowano atak terrorystyczny?

Dzieci w szkole policji Dzieci w szkole policji Joanna Nowicka / Agencja Gazeta
Dyrektor szkoły pracuje z pistoletem przyłożonym do skroni. Prędzej czy później broń wypala i dyrektor pada martwy. Przychodzi nowy szef, przystawia sobie pistolet do skroni i bierze się do roboty. Ciekawe, jak długo wytrzyma?

Dyrektorka Szkoły Podstawowej nr 3 w Barczewie (woj. warmińsko-mazurskie) pozwoliła, aby w jej placówce przeprowadzono symulację ataku terrorystycznego. To był błąd. Dzieci wpadły w panikę, jedno wyskoczyło przez okno, przerażono się nie na żarty. Dyrektorski pistolet wypalił, głowa wybuchła, szefowa została w trybie natychmiastowym odwołana ze stanowiska. Przyjdzie nowy dyrektor, przyłoży sobie pistolet do skroni i zacznie wykonywać swoje obowiązki. Jak długo nie popełni błędu?

Przepisy zabijają kreatywność

Nie jestem dyrektorem, tylko nauczycielem, więc mogę sobie najwyżej strzelić w kolano. Jakiś czas temu postrzeliłem się nawet w dwa. Pozwoliłem bowiem, aby na moją lekcję przyszedł aktor i odegrał fragmenty dzieł romantycznych. Spodziewałem się Wielkiej Improwizacji Konrada albo monologu Kordiana na Mont Blanc. Jednym słowem, chałtury. Czekała mnie jednak niespodzianka. Aktor zasłonił okna czarnym materiałem, zapalił znicz, wybrał uczennicę do ceremonii i zaczął niezwykle realistycznie udawać wampira. Brrr!
I gdy przymierzał się do wyssania krwi z ofiary, a klasa zamarła z przerażenia, otworzyły się drzwi, do sali wpłynęła światłość, a wraz z nią pani woźna. Woźna krzyknęła, że mam natychmiast oddać klucz do toalety, bo na pewno znowu zapomniałem odwiesić na miejsce. Oddałem klucz, ogłosiłem koniec przedstawienia i pomasowałem obolałe kolana. Na szczęście to tylko draśniecie. Nie zostanę wyrzucony ze szkoły.

Codziennie dostaję od różnych firm propozycję urozmaicenia lekcji. Wszystkie oferty są atrakcyjne, ale może jedna na dziesięć jest zgodna z zasadami współczesnej pedagogiki. Pozostałe to bardzo mocny strzał w kolano. Zresztą nawet co do tej jednej, mniej podejrzanej, też nie mam pewności. Dlatego na wszelki wypadek odmawiam każdemu. Nie będzie żadnych przedstawień. Będzie tylko kreda, tablica i od czasu do czasu internet. Przez to moje lekcje są nudne, nienowoczesne, nie pobudzają wyobraźni. Młodzież narzeka. W innych szkołach są symulacje, dzieje się, a tutaj wieje nudą. Jak my mamy zrozumieć literaturę?

Jeden z uczniów zgłosił się, że chce zastąpić mnie przy omawianiu „Zbrodni i kary”. Ma pomysł, jak ciekawie poprowadzić lekcję. Niech profesor pozwoli. Co mi szkodzi, pomyślałem, przecież będę nad wszystkim czuwał. Niech prowadzi. Chłopak wybrał sobie kluczowy fragment lektury: zamordowanie lichwiarki. Opowiadał o tym, że Raskolnikow skonstruował pętelkę pod płaszczem, na której zawiesił siekierę, aby nie wystawała mu spod pazuchy. Nikt więc nie zauważył, że ma coś pod płaszczem, gdy szedł ulicami Petersburga.

Następnie uczeń rozpiął kurtkę i pokazał, że ma pod nią siekierę na pętelce. „Nikt nie zauważył – z dumą oświadczył. Pan też nie pomyślał, że mam przy sobie siekierę”. Kazałem mu natychmiast odpiąć i oddać. Chodziłem potem po szkole i szukałem miejsca, gdzie mógłbym schować siekierę. Nie mieściła się w żadnej szafie. Zadzwoniłem więc do ojca nastolatka i kazałem natychmiast zabierać. Nie będzie żaden oszołom symulował na mojej lekcji mordowania ludzi. Wracamy do nudnych lekcji. Ja wam mówię, co jest wymagane na maturze, a wy to notujecie. Znowu prawie strzeliłem sobie w kolano.

Co innego na papierze, co innego w rzeczywistości

Kilka dni temu sekretarka poprosiła mnie, abym podpisał, że brałem udział w jakimś szkoleniu. Bez podpisów nauczycieli nie można zapłacić firmie. Zapytałem, ile dostaje taka firma. Sekretarka nie ma pojęcia, ale raczej dużo, gdyż codziennie spływa po kilka ofert od najróżniejszych instytucji, które chcą się nami zająć. Nauczycielami, uczniami albo całą szkołą. Szefowa nie ma czasu czytać tych ofert. Zresztą trudno się w nich rozeznać. Co innego przecież jest na papierze, a co innego w rzeczywistości. Na wszelki wypadek z żadnej nie korzysta. Szkolą nas tylko sprawdzone i polecone przez inne szkoły firmy. O – pomyślałem – pistolet, który moja szefowa ma przyłożony do skroni, szybko nie wypali.

Nie wierzę, aby doświadczony nauczyciel, jakim jest każdy dyrektor szkoły, świadomie zorganizował w swojej placówce symulację ataku terrorystów w takiej formie, jak to miało miejsce w barczewskiej podstawówce. Huk petard, dym świec, zamaskowani ludzie udający bandytów. Jestem pewien, że dyrektorka nie dołożyła należytej staranności, aby sprawdzić firmę, która złożyła ofertę przeszkolenia pracowników i uczniów. Nie sprawdziła, wpuściła na swój teren grupę oszołomów, a potem próbowała się z tego tłumaczyć, iż musiała takie szkolenie zorganizować. Oczywiście, musiała, ale nie takie, które sieje przerażenie i zniszczenie.

Większość szkoleń dla nauczycieli i uczniów prowadzą nauczyciele, którym obrzydła praca przy tablicy, albo naukowcy, którym nie wyszła kariera akademicka. Szkolenia te są wstrętne, nic nie dają, zabierają tylko nasz cenny czas. Dlatego prosimy szefową, aby znalazła prawdziwych fachowców. Niech to nie będą znowu ci okropni nauczyciele. Dyrektorka robi, co może. Raz sprowadziła didżeja, który kazał nam tańczyć. Wyginaliśmy więc śmiało ciało i śpiewaliśmy, że dla nas to mało. Dobrze, że uczniowie nas nie widzieli. Prosiliśmy, aby nigdy więcej nie kazała nam tańczyć w rytm muzyki disco. Ja na przykład wolę siedzieć w fotelu i słuchać bluesa.
Szkolenie z zachowania się w czasie ataku terrorystycznego też mieliśmy. Przyszła młoda policjantka, stanęła w szerokim rozkroku i zaczęła nam tłumaczyć, że mamy tak małe szanse zastosować w praktyce to, co nam powie, że szkoda jej i naszego czasu. Dlatego powie nam parę najważniejszych rzeczy, a resztą zobaczymy na filmie. Ten film niczego nas nie nauczy, jedynie da wyobrażenie, co może się dziać. To szkolenie jest tylko po to, żebyśmy znali podstawy. I to musi nam wystarczyć. Ważniejsze jest, żebyśmy na uczniach potrafili zrobić wrażenie, że wiemy, co robić. Dzieci muszą czuć się z nami bezpieczne.

Potem mieliśmy drugie szkolenie z tego samego tematu. Przyszedł młody policjant, stanął przed nami w rozkroku i powiedział prawie to samo. Uczymy się niezbędnych podstaw. Opowiedział kilka przykładów niewłaściwych zachowań, pokazał to na filmie, przestrzegł przed robieniem z siebie bohatera i zakończył tym samym twierdzeniem: dzieci powinny nam ufać. Nie straszymy więc ich żadnymi opowieściami o groźnych terrorystach. Nie mówimy, że jak przyjdzie terrorysta, to zobaczą, co się będzie działo. Siebie też nie straszymy. Budujemy spokój, uczymy się pewności siebie. Czy są jakieś pytania?

Czasami nie jest tak, jak się wydaje

Szkolenie bardzo mi się podobało. Mało słów, dużo treści. Żadnych opowiadań o cudownej historii swojego życia – jak to mają w zwyczaju nauczyciele. Żadnego udawania, że jestem najlepszy z najlepszych, zjadłem wszystkie rozumy, jestem Batmanem i teraz pokażę wam, jak się załatwia bandytów. Niczego takiego nie było. Jedyną atrakcją była pozycja, w jakiej prowadzili szkolenie policjanci. Oboje stali w rozkroku i to robiło na nas wrażenie. Podejrzewam, że stawali tak bezwiednie. Nie zdawali sobie sprawy, że wyglądają, jakby spodziewali się ataku. No cóż, przy nich czułbym się bezpiecznie. Muszę poćwiczyć ten rozkrok, gdy będę prowadził lekcję. Tylko czy nie zrobię z siebie idioty?

W naszej szkole, jak w każdej, też dochodzi do sytuacji, które grożą, że pistolet, który dyrektorka ma przyłożony do skroni, wypali i ją pogrzebie. Pamiętam, jak zajechało czarne BMW, z którego wysiadło dwóch wielkich facetów. Weszli do szkoły i stanęli w pozycji rozkroku, że wszystko było jasne. Czeka nas atak terrorystów. Potem z bmw wysiadła elegancka pani, przedstawiła się, że jest ważną osobistością, politykiem, naszą absolwentką i przyjechała bez zapowiedzi zobaczyć swoją szkołę. Czy pracują jeszcze jacyś nauczyciele, którzy uczyli tu 30 lat temu? Portier wydał z siebie wielkie ufff! Dyżurujący nauczyciel zrobił wielkie oczy, uczniowie jeszcze większe, a portier biegł przodem i tłumaczył, że nie trzeba się bać. To wielki zaszczyt. A gdzie się podział dyrektor szkoły? Przecież jak coś się stanie, będzie za wszystko odpowiedzialny. Pif paf i jesteś trupem.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

O Polityce

Uwaga czytelnicy! Kioski Garmond Press bez „Polityki”

Znajdziecie nas w punktach sprzedaży innych dystrybutorów.

Wydawca „Polityki”
14.03.2023
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną