Mijają kolejne miesiące, od kiedy Sejm przegłosował ustawę o utworzeniu państwowej komisji ds. wyjaśniania przypadków pedofilii. I co? I nic. Zdaje się, że od początku o to chodziło.
Pedofilia numerem jeden debaty publicznej
Pomysł powołania takiej komisji był reakcją na głośny film braci Sekielskich „Tylko nie mów nikomu”, który obejrzało kilkanaście milionów widzów. Pedofilia w Kościele stała się numerem jeden w debacie publicznej, a pytania o odpowiedzialność biskupów za jej ukrywanie wybrzmiewały coraz głośniej. Nie dało się tego ignorować. Jednak PiS nie sięgnął po gotowy projekt obywatelski o powołaniu społecznej Komisji Prawdy i Zadośćuczynienia, przygotowany przez wybitne prawniczki, tylko postanowił wymyślić własny.
Od początku można było odnieść wrażenie, że chodzi o to, by rozmyć problem. Państwową komisję powołano nie po to, by zająć się pedofilią w Kościele, ale we wszystkich środowiskach, chociaż sytuacja systemowego ukrywania przestępstw seksualnych wobec nieletnich dotyczy wyłącznie Kościoła. Padały argumenty, że problem pedofilii w największym stopniu odnosi się do... murarzy (chociaż cech murarski nie wydaje się przenosić swoich członków z budowy na budowę, by ukryć ich pedofilskie skłonności). Padały populistyczne hasła, że sprawców nie uchroni ani Oscar, ani Nobel (Oscar – wiadomo, Roman Polański, ale dlaczego Nobel?!).
Budżet na 12 milionów
Projekt rządowy od początku budził poważne wątpliwości. Procedowany był bez konsultacji. Najbardziej krytykowany był zapis o tym, że komisja będzie mogła decydować o wpisaniu do jawnego rejestru osoby nieskazane za czyny pedofilskie, ale „uznane za sprawców”. Według Sądu Najwyższego może to łamać standardy ochrony praw człowieka. Zdumiewający był także budżet przyznany komisji – ok. 12 mln zł rocznie. Jej skład miał liczyć siedmiu członków, wybieranych przez Sejm, Senat, prezydenta, premiera i Rzecznika Praw Dziecka.
Miał liczyć, ale nie liczy, bo – według radia RMF FM – jedynie Mikołaj Pawlak wykonał w tym kierunku jakiekolwiek kroki. Cała reszta jakby o sprawie zapomniała. Może czeka na drugą część filmu braci Sekielskich.