Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Społeczeństwo

Centrum Praw Kobiet ma 25 lat. I ciągle pod górkę

Gala z okazji 25-lecia CPK Gala z okazji 25-lecia CPK Andrzej Hulimka / Forum
Przychodzą do Centrum Praw Kobiet, bo wyrzucił z domu, bo nie mogą ściągnąć alimentów, bo pijany zmuszał, gdy nie chciały. Bywa, że dopiero w rozmowach z działaczkami uświadamiają sobie, że padły ofiarami przemocy. I że przemoc niejedno ma imię.

Pomogły już ponad 100 tys. kobiet. Wiszą na słuchawkach, jeżdżą wspierać w sądach, organizują konferencje, lobbują za zmianami w prawie. Edukują i prowadzą badania. Gdy trzeba było, potrafiły dogadać się i z Aleksandrem Kwaśniewskim, i Lechem Kaczyńskim, i Bronisławem Komorowskim. 25-lecie Centrum Praw Kobiet to 25-lecie walki o polskie kobiety. Niekiedy wyjątkowo nierównej.

***

Ona kontaktuje się z CPK za namową psycholożki. Tłumaczy przez telefon, że sędzia nie chce dać jej rozwodu, bo przecież współżycie nie ustało. Faktycznie, nie ustało, bo On gwałci. Mieszkają na skraju lasu, w miejscowości pod Mińskiem Mazowieckim. Czasem Ona ucieka z domu, nie zawsze w pełni ubrana, a potem czeka w krzakach. Wraca, gdy On zaśnie, zamyka drzwi (uważając, by nie skrzypiały za głośno) i kładzie się w innym pokoju.

Kiedy dzwoni po raz pierwszy, aktywistki CPK dopiero meblują biuro. Sprawa okazuje się dla nich chrztem bojowym; jeżdżą uspokajać do Mińska i walczyć w sądzie do pobliskich Siedlec. Udaje się. Sędzia orzeka rozwód z orzeczeniem o winie i karę bezwzględnego pozbawienia wolności.

Czytaj także: Na prowincji walka z przemocą jest niezwykle trudna

50 tys. dol. na imieniny

Gdy III RP to wciąż poligon doświadczalny, Urszula Nowakowska, przyszła prezeska CPK, jest na pierwszej linii frontu. Działa (jako urzędniczka) w sejmowej komisji ds. integracji europejskiej, a później w komisji konstytucyjnej. Na początku lat 90. wyjeżdża na stypendium do Kongresu USA, gdzie poznaje przedstawicielki amerykańskich organizacji działających na rzecz praw kobiet. Dziewczyny z Network of East-West Women zachęcają stażystki do pisania wniosków o dotacje, a ich zachęty padają na podatny grunt. Na spotkanie z Deborah Harding z Fundacji Marshalla Nowakowska idzie jednak bez większych nadziei. No bo czemu grant miałaby dostać akurat ona, dziewczyna z ulicy, bez znajomości i doświadczenia w prowadzeniu organizacji pozarządowej? Chce stworzyć fundację, która będzie edukować i lobbować za zmianami w prawie. O poradnictwie czy telefonie zaufania nie ma jeszcze mowy.

Wniosek składa w kwietniu 1994 r. Potem rusza do Nowego Jorku; odwiedza wspierające ofiary przemocy domowej Sanctuary for Families, bierze udział w szkoleniach Women′s Global Leadership Institute. Na chwilę wraca do Polski, po czym bierze kurs na konferencję w Kuala Lumpur. Akurat obchodzi w Malezji imieniny (29 maja), gdy dzwoni Harding: Fundacja Marshalla zdecydowała się przyznać projektowi 50 tys. dol. Skraca pobyt i leci do Warszawy, gdzie w grudniu oficjalnie rejestruje Centrum Praw Kobiet.

***

Dziewczyny z CPK jadą na Śląsk, do fabryki kapeluszy. Ona twierdzi, że kierownik molestuje, a kilkanaście koleżanek potwierdza. Skarżą się, że On klepie i się ociera, a kiedy ma ochotę na coś więcej – zaprasza do kantorka. Starsze stażem umawiają się, że będą tam chodzić dwójkami, żeby się wzajemnie chronić. Ale na nocnej zmianie, gdy jest ich mniej, nie zawsze się da.

Jednak w sądzie koleżanki nie chcą zeznawać. Bo „mężowie nie wiedzą”, „ludzie będą gadać”, „w małym mieście trudno o pracę”, a przecież mają kredyty. Zresztą społeczność lokalna staje murem za kierownikiem; On jest swój, a Ona, gorolka, tylko się wżeniła w Ślązaka. Na rozprawie On pojawia się z żoną, która przekonuje, że dobry z niego partner i ojciec. Sąd daje wiarę.

Czytaj także: Przemoc w rodzinach jest obecna i zostaje z dziećmi na zawsze

„Dyskryminacja kobiet to w Polsce fakt społeczny”

Nowakowska jedną nogą wciąż jest w komisji konstytucyjnej. We współpracy z Parlamentarną Grupą Kobiet próbują przekonać polityków, że zapis „wszyscy są równi wobec prawa” nie wystarczy. CPK wydaje wówczas swoją pierwszą publikację: „Prawa Kobiet w Konstytucji”. „Zakres konsultacji społecznych nad nową ustawą zasadniczą jest bardzo ograniczony i brak jest woli elit politycznych do ich poszerzenia” – alarmują aktywistki. Dyskryminacja kobiet – piszą – to w Polsce fakt społeczny, a ustawa zasadnicza powinna wyjść jej naprzeciw. Działaczki sprzeciwiają się kompromisowi aborcyjnemu (chcą zapisu, że „wolność decydowania o urodzeniu dziecka jest fundamentalnym prawem człowieka”), żądają, by ofiary przemocy miały prawo do bezpłatnej pomocy medycznej i terapeutycznej.

No i tego, by państwo promowało partnerski model rodziny. Szczególne wątpliwości Centrum budzi jeden z artykułów konstytucyjnego projektu, ten mający gwarantować równość w życiu politycznym, społecznym i gospodarczym. A co z życiem rodzinnym? – pytają. Ich stanowisko przedstawia na Zgromadzeniu Narodowemu Jolanta Banach, ówczesna pełnomocniczka rządu ds. rodziny i kobiet. Przedstawia, dodajmy, skutecznie, bo w art. 33 udaje się wpisać również równość w życiu rodzinnym.

***

On bije, ale Ona przez lata nie chce się rozwieść. Wiara zabrania. Zgłasza pobicia na policję, ale ta umarza. Umarza, gdy ma siniaki. Umarza, gdy On najeżdża na nią samochodem (ponoć przypadkowo). Umarza, gdy trafia do szpitala z poparzeniem przełyku, skarżąc się, że próbował ją otruć. W końcu coś w niej pęka i wnosi o rozwód.

Sąd decyduje o podziale majątku. Ona chce sprzedać mieszkanie, ale On nie chce o tym słyszeć. Zleca zabójstwo płatnemu mordercy. Rankiem wychodzi z mieszkania. Dba o to, żeby mieć alibi, pojawia się w pracy, rozmawia ze współpracownikami, daje się zarejestrować kamerom. Syn zastaje uduszoną matkę w wannie. Ojciec otrzymuje odszkodowanie i status pokrzywdzonego. „Wpada” dopiero pół roku później.

Czytaj także: Jak pomagać ofiarom przemocy domowej

Bezsilne morderczynie

Rok 1999. Barbara Labuda (pierwsza przewodnicząca Parlamentarnej Grupy Kobiet) i Izabela Jaruga-Nowacka pomagają zorganizować CPK sejmowy Trybunał ds. Przemocy wobec Kobiet. Podnoszą na nim, że przemoc w rodzinie może doprowadzić do śmierci; zapraszają krewnych zamordowanych przez partnerów kobiet, ale też zabójczynie z zakładu karnego w Lublińcu. Te mówią, że zamordowały z bezsilności, bo mąż latami je maltretował. A przecież robiły obdukcje, były na policji, zgłaszały się do prokuratora, zakładały sprawy w sądzie... Nikt nie wierzył, nikt nie zareagował. Trzy lata później logo i numer CPK pojawiają się w telewizji. W spocie Centrum kobieta tuli dziecięcą główkę, a stojący w tle mężczyzna uderza rękawicą bokserską o rękawicę. „Dom to nie ring, koniec z prawem pięści”puentują zaproszeni przed kamerę politycy: ówczesny premier Leszek Miller, prezydent Warszawy Lech Kaczyński i minister zdrowia Marek Balicki.

Gdy Jaruga-Nowacka zostaje wicepremierem w rządzie Marka Belki, wraz z przedstawicielkami CPK przygotowuje projekt ustawy o przeciwdziałaniu przemocy wobec kobiet. Chcą, by sprawców natychmiast izolować od ofiar, ale – choć rządzi wówczas SLD – postulat przepada, a do laski marszałkowskiej docierają jedynie skrawki projektu. Parlament przyjmuje ustawę w 2005 r.

***

On bije, więc Ona wnosi o rozwód i zakłada mu Niebieską Kartę”. Dalej jednak mieszkają razem. Pewnego dnia On, w obecności syna, próbuje się powiesić. Odcina go i zdenerwowana biegnie z dzieckiem do dziadków. Tymczasem On jedzie do szpitala i zleca obdukcję, żeby później mieć podkładkę przed sądem. Uzbrojony w zaświadczenie lekarskie zakłada partnerce sprawę karną. Syn mógłby opowiedzieć, że to był teatr, że tata wcale nie chciał targnąć się na swoje życie... ale sędzia długo nie chce go przesłuchać, powołując się na potencjalny konflikt lojalności.

Czytaj także: Sprawcy przemocy w rodzinie też potrzebują pomocy

Histeryczki

W środowisku dominują opinie, że „Niebieska Karta” nie działa – ocenia Aleksandra Mosiołek, dyrektorka gdańskiego CPK. Trójmiejskiemu oddziałowi zaczęła szefować trzy lata temu, po przeprowadzce z Torunia, gdzie działała w Polskiej Akcji Humanitarnej, była członkinią Kongresu Kobiet, organizowała manify. Bardzo częstą metodą obrony sprawcy przemocy jest twierdzenie, że osoba jej doświadczająca sama stosuje przemoc. Prezentuje on kobietę jako histeryczkę, osobę niezrównoważoną czy chorą psychicznie. Jego strategia czasem przyjmuje postać zakładania „Niebieskiej Karty” drugiej stronie.

Ofiara, kontynuuje, niekoniecznie chce się zwierzać przed grupą roboczą. – To nie są komfortowe warunki i trudno oczekiwać, by ktoś się w nich otworzył. Kobieta, która często przez kilkanaście lat doświadczała przemocy, ponosi skutki: ma niskie poczucie wartości, syndrom posttraumatyczny, lęki, depresję, nerwicę... – wylicza. – Bardzo ciężko mówić o swoich doświadczeniach na spotkaniu sam na sam z psychologiem (który zresztą rzadko uczestniczy w takich spotkaniach), a co dopiero na spotkaniu z pracownikiem pomocy społecznej, gminnej komisji rozwiązywania problemów alkoholowych, policjantem, przedstawicielami oświaty i ochrony zdrowia.

Działaczki od 15 lat apelują o zmiany w prawie. A skoro się nie zanosi, to uczą, jak rozmawiać z ofiarami przemocy. Na gdańskie warsztaty przychodzą zwykli Kowalscy, ale często – co cieszy – również przedstawiciele służb (ostatnio w cyklu szkoleń wzięły udział pracownice Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie). Słyszą, że muszą uciekać od pionowej relacji władzy z klientkami. Mosiołek: – Nie mamy być ekspertkami, które wszystko wiedzą najlepiej. Nie mamy przesłuchiwać, krytykować i obwiniać. Nakazywać, że kobieta musi coś zrobić: musi się wyprowadzić, musi zabrać dzieci, musi zgłosić się na policję, musi założyć sprawę karną... osoby doświadczające przemocy za często słyszą nakazy. Za rzadko pytanie: czego potrzebujesz?

***

Ona utrzymuje dom przez wiele miesięcy, tymczasem On szuka pracy, ale jakoś nie może znaleźć. Ledwie mu się udaje, a Ona zostaje na lodzie; sądzi się wówczas z byłym szefem o molestowanie seksualne i bezprawne zwolnienie. Gdy sytuacja się odwraca, On zaczyna wydzielać jej każdą złotówkę, wypominając, że teraz jest na jego utrzymaniu. Na jedną z rozpraw z byłym pracodawcą idzie pieszo kilka kilometrów, z Ursynowa aż do sądu w Śródmieściu. Bo On nie chciał dać kilku złotych na bilet.

***

W 2012 r., dzięki wsparciu Fundacji Kronenberga, Centrum wydaje poradnik finansowy „Od przemocy ekonomicznej do niezależności”. To ważna publikacja, bo o ile polska opinia publiczna słyszała o przemocy domowej i seksualnej, o tyle przemoc ekonomiczna to wciąż temat tabu. Wnioski są gorzkie: kobiety zarabiają o 20–30 proc. mniej (czują się więc w obowiązku „wyrównać” swój wkład w życie rodzinne obowiązkami domowymi), mają mniejsze tempo kariery, w dodatku – podnosi prof. Danuta Duch-Krzystoszek – choć mężowie gromadzą tzw. zaskórniaki, żony rzadko dysponują własnymi pieniędzmi. Partner często ukrywa dochody, wymuszając, by to kobieta utrzymywała rodzinę, utrudnia dostęp do konta, bez porozumienia zaciąga pożyczki i kredyty. Ekspertki radzą, jak rozplanować własny budżet, radzić sobie z długami, inwestować i ubezpieczać się.

***

Ona ucieka z córkami, bo On się znęca; na dzieci nigdy nie podniósł ręki, ale ją leje przy byle okazji. Przez kilka miesięcy żyją w schronisku CPK, skąd jeżdżą do sądu, w którym równolegle toczą się sprawa karna i sprawa o przyznanie opieki. Na rozprawie sędzia stwierdza, że dzieciom lepiej będzie w domu rodzinnym, gdzie On, mechanik samochodowy, spędza dużo czasu.

Ona dzwoni do córek codziennie, co ojca drażni. Nie pozwala na rozmowy przez Skype′a, nie chce, by ją widziały. Składa wniosek o ograniczenie kontaktu (bo tłumaczy rozmowy z mamą zaburzają spokój dziewczynek), a sąd orzeka, że Ona może się kontaktować z córkami dwa razy w tygodniu łącznie przez 20 minut. No bo niby o czym miałyby gadać dłużej?

Czytaj także: Co robić, gdy w relacji pojawia się przemoc

Temida jest kobietą

Gdy kobieta ucieknie przed przemocą, sąd często przyznaje prawo do opieki mężczyźnie, gdyż to on ma lepsze warunki – wyjaśnia Nowakowska. Tymczasem, twierdzą ekspertki CPK, sytuacja na sali rozpraw jest daleka od bezstronności, zwłaszcza jeśli kobieta nie wygląda na ofiarę: jest asertywna, elokwentna, elegancko się nosi... – Niektóre z klientek przychodzą po radę, jak się do sądu ubrać, żeby właśnie tak nie wypaść – wzdycha prezeska. – Boją się, że zaprezentują się za dobrze, podczas gdy sąd chce zobaczyć osobę biedną i zahukaną.

Na poczet raportu „Temida pod lupą” (2016) badaczki CPK przeprowadziły ankiety i wywiady, wzięły też udział w obserwacjach uczestniczących w sądach. Z rozpraw przyniosły minorowe wnioski: bywa, że Temidę zaślepia nie opaska, ale stereotypy. W ich myśl kobieta – piszą – jest „skromna, raczej bierna, nie przystoi jej agresja, egoizm, inicjowanie kontaktów z nieznanymi mężczyznami, a w szczególności kontaktów seksualnych; nie powinna też nadużywać alkoholu, powinna być uważna na potrzeby innych i altruistyczna”. Jeżeli uchybi takiemu wizerunkowi – spotyka się z surowością. Nawet jeśli to ona oskarża, sama musi się mierzyć z oskarżeniami. Bo pewnie fałszywie obwinia (może ma w tym interes?), prowokuje, a w ogóle to w domu nie miało miejsca „poważne” przestępstwo, ale „konflikt”, „sprzeczka” lub „niezgodność charakterów”.

Podejrzliwie sąd patrzy na kobiety, które zgłaszają gwałt przez męża (lub kogoś, kogo znały wcześniej), spożywają alkohol i same idą z mężczyzną do domu (według badań CPK ponad 43 proc. prokuratorów i 48 proc. policjantów twierdzi, że taka sytuacja jest równoznaczna z zezwoleniem na obcowanie płciowe). Od osób zgwałconych oczekuje się, by realizowały „stereotyp prawdziwej ofiary”, czyli kobiety „napadniętej i zgwałconej w ciemnej alejce przez nieznanego mężczyznę”.

***

Ona dzwoni na 997, bo On bije. Gdy przyjeżdża policja, partner leży pijany na tapczanie, a funkcjonariusze nakładają na nią mandat za bezpodstawne wezwanie. Twierdzą, że jest przewrażliwiona. Rozmawia z nimi w emocjach, nie pamięta później: pouczyli, że nie musi przyjmować, czy nie pouczyli? Pamięta natomiast, że kwota była ogromna. Adwokatka CPK udowadnia później przed sądem, że przemoc faktycznie miała miejsce, i doprowadza do wyroku skazującego.

Czytaj także: Przemoc w polu niewidzenia

Bokser erudyta

W momencie przyjazdu policji sprawcy przemocy często zachowują się spokojnie. Wielu z nich to osoby inteligentne, panujące nad sobą, elokwentne. Potrafią zakładać maski, a w dodatku często nie popełniają żadnego innego przestępstwa – tłumaczy dr Anna Głogowska-Balcerzak, dyrektorka łódzkiego oddziału CPK. Do Centrum trafiła w 2012 r. jako wolontariuszka. Była na studiach doktoranckich na Uniwersytecie Łódzkim, świeżo po stażu w ONZ. Chciała walczyć o prawa człowieka.

W rozmowie z „Polityką” wyjaśnia, że wiele zgłoszeń jest przez funkcjonariuszy bagatelizowanych, bo to w ich mniemaniu „konflikty”, a nie przemoc. Jeśli już dyspozytor przyjmie zawiadomienie, zdarza się, że zanim podjedzie radiowóz, sprawca zasypia pijany i policjanci nie chcą go zabrać. Właśnie dlatego łódzkie CPK zorganizowało szkolenie w Komendzie Wojewódzkiej. Pod egidą Centrum prowadzono również zajęcia z WenDo, które często bywa określane mianem „sztuki walki”, ale w istocie stanowi metodę przeciwdziałania przemocy wobec kobiet. Instruktorki pracują z klientkami nad asertywnością i wyznaczaniem granic, a z drugiej strony pokazują chwyty i metody samoobrony.

***

Ona, młoda dziewczyna, rozstała się z chłopakiem. Jakiś czas później zaszła do jego domu. Wypili drinka, rozluźniła się, a On zaczął się przytulać, naciskać, napierać... Nie chciała, ale On dopiął swego. W CPK zapytała, czy to, co ją spotkało, w ogóle może uchodzić za gwałt. Przecież zjawiła się u niego z własnej woli, piła alkohol, znała go... Zastanawiała się, czy aby nie przyzwoliła w ten sposób na całą sytuację.

Czytaj także: Przemoc w policyjnych rodzinach. Dlaczego nikt nie reaguje?

Dyskryminacja mężczyzn?

– Kobiety muszą wiedzieć, jakie zachowania są nieprawidłowe, i że należy je zgłaszać, a po drugie: nie mogą bać się ostracyzmu społecznego – komentuje Katarzyna Lubnauer (Nowoczesna). – CPK wprowadziło bardzo spójną akcję edukowania policji, sędziów i pomocy społecznej, czyli tych instytucji, które na co dzień zajmują się przemocą domową. Jeżeli zabiera się im środki na funkcjonowanie, to w jakiś sposób dyskryminuje się kobiety, ponieważ zabiera im się możliwość walki o bezpieczeństwo i swoje prawa.

Polityczka komentuje fakt, że od 2016 r. Ministerstwo Sprawiedliwości odmawia pomocy finansowej CPK. W uzasadnieniu czytamy, że Centrum „zawęża pomoc do określonej grupy”, czyli pomaga kobietom. Dociskany przez Adama Bodnara resort argumentuje, że wsparcie „nie jest kompleksowe” i „dyskryminuje mężczyzn będących ofiarami przemocy domowej”. Rok później aktywistki znów piszą wniosek o dotację (tym razem brakuje im punktów, choć pieniądze płyną nawet do tych organizacji, które powstały w trakcie ogłaszania konkursu). Później już nawet nie próbują.

Dla Centrum to cios, choć – zauważa dr Głogowska-Balcerzak – boleśniej odczuwają go klientki i ich dzieci. Artystka-aktywistka Karolina Micuła organizuje wraz ze Strajkiem Kobiet koncert „Babskie granie”, podczas którego pro bono występują Girls on Fire, Magda Pasierska i Kasia Pakosa. Wpływy mają iść na wrocławski oddział CPK. Łódzka filia uruchamia internetową zrzutkę (udaje się zebrać ponad 13 tys. zł), pisze też do prezydent Zdanowskiej prośbę o zwolnienie z opłat czynszowych. W kiepskiej sytuacji są gdańszczanki, które stają przed widmem bankructwa. Decydują się działać wolontariacko; nie chcą zostawiać klientek z Gdańska, ale też z Gdyni, Sopotu, Elbląga, Wejherowa i Bydgoszczy.

Rok później do Centrum Praw Kobiet wkraczają mundurowi. Głogowska-Balcerzak: Początkowo myślałam, że przyszli w sprawie naszej klientki. Okazało się, że mają nakaz. Łapię za telefon, dzwonię do zarządu, odbiera przewodnicząca. Nowakowska: – Dzwoni koleżanka z Łodzi: „Policja u nas, co mamy robić?”. Odpowiadam: poczekaj, wejdę, pogadamy... Weszłam, a u nas już była grupa ośmiu policjantów. Po chwili na telefonie prezeski wyświetla się również numer Mosiołek.

Funkcjonariusze domagają się dokumentów z lat 2012–15, Prokuratura Rejonowa w Poznaniu podejrzewa bowiem, że za rządów PO-PSL Ministerstwo Sprawiedliwości niewłaściwie wydawało pieniądze na przeciwdziałanie przemocy. W Łodzi zgrywają dane z komputerów, w stolicy wyciągają dyski z laptopów, a w Gdańsku zabierają komputery. W oddziałach nerwowo; w każdym są wtedy klientki. Aktywistki uspokajają, a gościom tłumaczą, że przecież resort ma te dokumenty u siebie. Wydają jednak segregatory, uprzednio zrobiwszy zdjęcie każdej z umów. Na przesłuchania jeżdżą do dziś.

Tematem interesują się media, bo wizyta mundurowych ma miejsce na dzień po Czarnych Protestach. Jak wspomina prezeska: – Policjant był na nas strasznie zły, że to nagłaśniamy, a przecież ten termin to był czysty przypadek. Z drugiej strony podczas przesłuchań w Poznaniu Nowakowska słyszy, że co prawda teraz występuje w charakterze świadka, ale „kto wie”, co będzie później. Dr Głogowska-Balcerzak uważa, że zostały potraktowane niemal jak zorganizowana grupa przestępcza, a działania służb były nieproporcjonalne do sytuacji (występowały przecież w charakterze świadków).

Czytaj także: Jak PiS próbuje rządzić sektorem pozarządowym

***

Przemoc była w ich związku od od dawna. Najpierw psychiczna, ale ostatnio On szarpie, przyciska do ściany, symuluje ciosy, zatrzymując pięść przed jej twarzą.

Przestaje się hamować w Sylwestra. Ona, emigrantka z jednego z państw Afryki, łapie dziecko i wychodzi na mróz. Miarka się przebrała; działaczki CPK przerywają świętowanie i jadą z nią na komendę, gdzie trochę tłumaczą (bo klientka lepiej mówi po angielsku niż po polsku). Patrol faktycznie zabiera go na izbę, nie wiadomo jednak, kiedy z niej wyjdzie. Ona boi się, że On wróci w środku nocy i weźmie odwet. Pospiesznie pakuje plecak, wychodzą z córką spać u koleżanki.

***

Mosiołek: – Gdyby, jak w Austrii, izolować sprawcę na 14 dni, kobieta wiedziałaby, na czym stoi, mogłaby znaleźć mieszkanie, spakować rzeczy, pójść do psychologa. „Jak w Austrii” powinno zresztą być i u nas, wszak Polska przyjęła konwencję antyprzemocową (którą prezydent Komorowski podpisał właśnie w warszawskim Centrum Praw Kobiet). A chociaż jej wypowiedzenia domaga się Stowarzyszenie Rodzin Katolickich z Legnicy (w listopadzie Senat odrzuca jego petycję), i tak nie jest ona realizowana. Jedynym jej skutkiem, podnoszą działaczki, pozostaje zmiana trybu ścigania gwałtu (wcześniej na wniosek pokrzywdzonej, od 2014 r. z urzędu).

Przykład idzie z góry; Andrzej Duda zapytany (przez Jana Pospieszalskiego), co zrobić z ratyfikowaną przez Polskę konwencją stambulską, radzi, by jej „przede wszystkim nie stosować”. Bo przecież „u nas ta regulacja dotycząca przemocy jest bardzo dobra, funkcjonuje, jest egzekwowana”, stąd „przyjmowanie dodatkowych regulacji w tym zakresie jest niepotrzebne”.

Czy optymizm prezydenta jest uzasadniony, sprawdzi działające przy Radzie Europy GREVIO (The Group of experts on Action against Violence against Women and Domestic Violence). Działaczki CPK podnoszą, że policja wciąż nie ma uprawnień, by nakazać sprawcy przemocy opuszczenie domu, rząd nie walczy ze szkodliwymi stereotypami, w prawie brakuje definicji przemocy ekonomicznej, a w szkołach edukacji antydyskryminacyjnej. Jeżeli Polki mają wchodzić w zdrowe relacje – puentują – po partnersku musi je traktować również Polska.

Czytaj także: Premier wycofuje się z ustawy „jeden raz to nie przemoc”

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kraj

Przelewy już zatrzymane, prokuratorzy są na tropie. Jak odzyskać pieniądze wyprowadzone przez prawicę?

Maszyna ruszyła. Każdy dzień przynosi nowe doniesienia o skali nieprawidłowości w Funduszu Sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry, ale właśnie ruszyły realne rozliczenia, w finale pozwalające odebrać nienależnie pobrane publiczne pieniądze. Minister sprawiedliwości Adam Bodnar powołał zespół prokuratorów do zbadania wydatków Funduszu Sprawiedliwości.

Violetta Krasnowska
06.02.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną