Abp Marek Jędraszewski umyć od tego rąk nie może. Pogromca „tęczowej zarazy” musi się zmierzyć z zarazą pedofilii w jego własnym Kościele krakowskim. Seksualną aktywność bp. Jana Szkodonia opisuje w obszernym reportażu Marcina Wójcika dodatek „Duży Format” w „Gazecie Wyborczej”. Zgromadzony materiał dowodowy wydaje się przekonujący: duchowny wykorzystywał seksualnie niepełnoletnią dziewczynę. Ofiarę potraktowano jak w filmie „Kler”. Nawet na stronie Katolickiej Agencji Informacyjnej wiadomość o odsunięciu się biskupa w cień zatytułowano tak, jakby przyczyną było dziennikarskie śledztwo na jego temat, a nie opisany w reportażu „zły dotyk”.
Czytaj też: Jak (nie) walczyć z pedofilią. Systemowe manewry Kościoła
Bulwersująca sprawa biskupa Szkodonia
Sprawa jest potrójnie bulwersująca. Po pierwsze dlatego, że po raz kolejny dowiadujemy się, iż w Kościele rzymskokatolickim w Polsce duchowny krzywdzi dziecko, wykorzystując przy tym jego religijność i zaufanie jego samego i jego rodziców. Sprawa szokuje nie dlatego, że duchowny ma akurat wysoką rangę kościelną, ale dlatego, że okazał się przestępcą. A to, że zrobił w Kościele karierę jako specjalista od rodziny, był wyświęcony na biskupa za pontyfikatu Jana Pawła II, cieszył się jego zaufaniem i pełnił m.in. obowiązki opiekuna duchowego kandydatów na księży, wpisuje się w tę samą złą sekwencję: zło w Kościele się działo, wszyscy milczeli.