Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Społeczeństwo

Zawód pielęgniarki jest ryzykowny i niebezpieczny

Według WHO w Polsce co roku dochodzi do 37 tys. zranień związanych z używaniem sprzętu medycznego. Według WHO w Polsce co roku dochodzi do 37 tys. zranień związanych z używaniem sprzętu medycznego. Dawid Chalimoniuk / Agencja Gazeta
Aby pacjenci mogli czuć się bezpiecznie, o swoje bezpieczeństwo w pracy w pierwszej kolejności powinny dbać pielęgniarki. A z ostatnich raportów Naczelnej Rady Pielęgniarek i Położnych płyną dość posępne wnioski.

W ostatnim czasie na sile zaczęło przybierać bardzo niepokojące zjawisko: agresja pacjentów lub ich bliskich wobec personelu medycznego. Ale na osoby wykonujące zawody pielęgniarki i położnej czyha dużo więcej niebezpieczeństw: stres, przemęczenie, konieczność posługiwania się niebezpiecznym sprzętem, a co za tym idzie – ryzyko zranienia się i zakażeń.

Czytaj także: Pielęgniarki. Przepracowane, źle opłacane, sfrustrowane

Co dziwi po lekturze sondaży przygotowanych przez Naczelną Radę Pielęgniarek i Położnych? Że o wielu takich sytuacjach pielęgniarki nikomu nie mówią ani nie zgłaszają ich przełożonym. Uważają, że ryzyko wpisane jest w ich pracę. Gdy jedne gubi rutyna, inne po prostu nie korzystają z przysługujących im praw.

Wytyczne w sprawie zakłuć i zranień tylko w teorii

Wszystkie placówki medyczne powinny przestrzegać Dyrektywy Rady 2010/32/UE, która od 2013 r. miała – przynajmniej w teorii – zapobiegać zranieniom ostrymi narzędziami. I rzeczywiście liczba nieostrożnych zakłóć zmalała, bo w szpitalach zaczęto większą uwagę przykładać do jednorazowego bezpiecznego sprzętu, a personelowi umożliwiono zgłaszanie takich incydentów.

Zarazem aż 40 proc. pielęgniarek tego nie robi, bo nie widzi większego sensu w „dokładaniu się do statystyki” lub ze strachu przed konsekwencjami. W Polsce brakuje centralnego, elektronicznego systemu rejestru zranień i zakłuć, który pozwalałby na monitorowanie bezpieczeństwa i zwiększyłby nad nim nadzór.

Według danych Światowej Organizacji Zdrowia nad Wisłą co roku dochodzi do 37 tys. zranień związanych z używaniem sprzętu medycznego. Konsekwencjami są zakażenia, bo na liście zawodowej ekspozycji pielęgniarek znajduje się aż 30 patogenów. – Nic tak nie chroni jak nasza własna świadomość – twierdzi Zofia Małas, prezes Naczelnej Rady Pielęgniarek i Położnych (NRPiP), ale bądźmy szczerzy: w placówkach medycznych muszą obowiązywać bardzo rygorystyczne przepisy sanitarne, higieniczne, a sprzęt powinien być bezwzględnie jednorazowy i bezpieczny. Igły, wenflony, cewniki, kaniule są już tak produkowane, by kontakt z krwią i ryzyko zakłucia były zredukowane niemal do zera. A mimo to nie wszędzie kupuje się najlepszy sprzęt albo niewłaściwie go używa.

Gubią nas przyzwyczajenia – nie ma wątpliwości Mariola Łodzińska, wiceprezes NRPiP. Brak koleżanek na obsadach dyżurowych i ciągły pośpiech sprawiają, że przy pobieraniu krwi przy kilkudziesięciu łóżkach lub wymianie kroplówek zapomina się o najwyższych standardach. „Do tej pory nic mi się nie stało” – to najczęstsze wytłumaczenie, choć ryzyko takiej nonszalancji obejmuje również pacjenta. – Bardzo żałuję, że tak niewiele pielęgniarek zgłasza zakłucia, bo szkoda im na to czasu – przyznaje wiceprezes Łodzińska. – Jeśli przełożeni nie wiedzą, jaka jest skala zjawiska w ich placówce, jak mamy negocjować z nimi konieczność wprowadzenia bezpieczniejszego sprzętu i narzędzi?

Zła organizacja pracy to wina biedy

Niedbałość i rutyna odciskają piętno również na innych niebezpiecznych zachowaniach, które skutkują urazami. Bo jeśli pielęgniarka nie myśli o swoim kręgosłupie i pracuje kilkanaście godzin w nienaturalnych pozycjach – myjąc, przebierając, przenosząc kilkudziesięciu ciężkich pacjentów – to żadne prawo jej przed tym nie ochroni.

Czytaj także: Białe czepki od czarnej roboty

Dlaczego nie korzystamy z wózków, podnośników i sprzętu ergonomicznego ułatwiającego pracę? – retorycznie pyta Zofia Małas. I sama odpowiada: – Bo szybciej schylić się i przenieść na rękach 100-kilogramowego mężczyznę, niż chodzić po takie pomocnicze urządzenia. Szybciej umyć chorą pod prysznicem w niezdrowym przodopochyleniu, niż instalować dla niej specjalne krzesło.

Niewłaściwe podejście do własnego zdrowia wynika więc z braku czasu, a w rzeczywistości z niedostatku personelu na dyżurach. Jednoosobowe obsady nadal są zmorą, a wtedy pielęgniarka nie może sobie pozwolić na przestrzeganie zasad, których była uczona. Codzienność pracy wyraźnie kontrastuje z podręcznikową teorią i znowu – choć dotyka bezpośrednio pielęgniarek, które doświadczają urazów po przeciążeniach fizycznych – efekty odczuwają pacjenci, którym byłoby wygodniej zostać umytym pod prysznicem na nowoczesnym wózku, niż gdy siedzą lub klęczą w zardzewiałym brodziku.

Pacjenci są coraz bardziej agresywni

O zachowaniach agresywnych wobec personelu medycznego mówi się ostatnio sporo. NRPiP zamieściła w połowie grudnia na swoich stronach anonimową ankietę, której pierwszy etap zakończono 6 lutego. – Chciałyśmy ocenić skalę zjawiska agresji w placówkach medycznych wobec pielęgniarek i położnych, poznać sposoby ich reagowania i przyczyny – wyjaśnia Mariola Łodzińska.

Ankietę wypełniło 817 pielęgniarek i położnych (spośród pracujących w Polsce 266 tys.). I z tej grupy tylko 49 nie spotkało się z zachowaniami agresywnymi podczas swojej pracy! Co ciekawe, najczęściej atakowano najstarsze pielęgniarki i najmłodszych pielęgniarzy. Zwykle agresja ze strony krewkich pacjentów kojarzona jest z izbami przyjęć i SOR-ami, na których po wielogodzinnym oczekiwaniu wylewa się mnóstwo frustracji, ale okazuje się, że na szpitalnych oddziałach, a nawet w przychodniach jest jeszcze gorzej. Oddziały psychiatryczne znalazły się w tym rankingu dopiero na piątym miejscu, tuż przed blokami porodowymi.

Czytaj także: Siódme piętro

392 respondentów ankiety wskazało, że najczęstszymi przejawami agresji była przemoc fizyczna (słabsza niż uderzenie): szturchania, popychania, opluwanie, groźby. 8 proc. (72 osoby) doświadczyło pobicia lub duszenia. – Niestety w większości placówek leczniczych w Polsce brak rejestrów monitorujących zachowania agresywne oraz procedur regulujących postępowanie w sytuacji agresywnego zachowania pacjenta lub jego bliskich – komentują autorki ankiety. Znów ten sam problem: pielęgniarki wolą tego typu zachowań nie zgłaszać, bo wcześniej przełożeni nie dawali im wiary lub umniejszali znaczenie takich incydentów.

Towarzyszące uczucie bezradności wytworzyło przekonanie o bezcelowości informowania o agresywnych zachowaniach, co do nich ośmiela. – Brakuje przeszkolonych osób, które mogłyby właściwie zareagować w takich sytuacjach, brak ciągłego monitoringu i choćby pagerów umożliwiających pielęgniarce i położnej powiadomienie odpowiednich służb o grożącym im niebezpieczeństwie – wymienia prezes Zofia Małas. – Niestety, nie szkoli się personelu w kierunku pożądanych reakcji w sytuacji niebezpieczeństwa, które pozwoliłyby na minimalizowanie skutków tych zachowań.

Ankieta wciąż jest aktywna na stronach Naczelnej Izby Pielęgniarek i Położnych i jej wyniki stale są aktualizowane. Za jakiś czas mają trafić do Ministerstwa Zdrowia, bo to właściwy adres, pod którym muszą zapaść konkretne decyzje ułatwiające poprawę sytuacji. Dotyczy to również lepszej ochrony pielęgniarek przed zranieniami i zakażeniami.

Oba raporty, które przygotowała Naczelna Izba Pielęgniarek i Położnych – dotyczący zapobiegania zranieniom i zakłuciom w placówkach medycznych oraz zmniejszenia ryzyka zawodowego i zachowań agresywnych – były prezentowane bez udziału wiceministrów zdrowia. Choć organizatorzy tych wydarzeń do końca byli przez nich zapewniani, że się na nich pojawią. Nie przyszli. Ale taka nieobecność nie oznacza przecież, że mogą czuć się zwolnieni z odpowiedzialności za nadzór nad warunkami pracy, które – jak widać – wymagają od resortu refleksji i sporych zmian.

Czytaj także: Więcej zarobią, gdy „pójdą w kamasze”

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kraj

Przelewy już zatrzymane, prokuratorzy są na tropie. Jak odzyskać pieniądze wyprowadzone przez prawicę?

Maszyna ruszyła. Każdy dzień przynosi nowe doniesienia o skali nieprawidłowości w Funduszu Sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry, ale właśnie ruszyły realne rozliczenia, w finale pozwalające odebrać nienależnie pobrane publiczne pieniądze. Minister sprawiedliwości Adam Bodnar powołał zespół prokuratorów do zbadania wydatków Funduszu Sprawiedliwości.

Violetta Krasnowska
06.02.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną