Czasy, kiedy nauczyciele pracowali w jednej szkole, a decyzje dyrektora były niepodważalne, przeminęły. Obecnie, jak tylko szef coś zarządzi, musi się liczyć z protestami. Wszystko przez to, że w drugim miejscu pracy kazano postępować inaczej. Człowiek od razu się zastanawia, która decyzja pomaga, a która szkodzi. Czy może być tak, że dwie sprzeczne decyzje są równie dobre?
Praca w dwóch odmiennie zarządzanych szkołach wymaga nie lada inteligencji. Ponieważ nie jestem członkiem Mensy, nieraz się w tym gubię. W pierwszej placówce dowiedziałem się, że muszę oszczędnie używać papieru do wycierania rąk, inaczej puszczę placówkę z torbami. Biednie jest, wiadomo. Nie trzeba mi tego powtarzać, nie trzeba pisać (napis o oszczędzaniu jednak jest), wszystko rozumiem. Tak jestem przejęty strachem, iż zabraknie dla innych, że jeden arkusz papieru wystarcza mi na kilkukrotne wycieranie rąk. Kiedy w drugim miejscu zobaczono, co robię, zwrócono mi uwagę, abym nie oszczędzał. Po to jest papier, aby korzystać. Należy wycierać skutecznie do sucha tyloma arkuszami, iloma potrzeba. OK, przepraszam. Wiem, dziwny jestem.
Czytaj też: Zamknięcie szkół jest konieczne
Koronawirus. W każdej szkole inne zasady
Co szkoła, to inne zasady profilaktyki. Właściwie tylko jedno się zgadza. Otóż każdy dyrektor lubi radzić sobie z problemami po swojemu. W pierwszej placówce dwa tygodnie temu wprowadzono zasadę, że się nie witamy, nie podajemy sobie rąk. Każdemu musi wystarczyć „dzień dobry” z daleka. Podobnie chciałem zachować się w drugiej szkole, ale spojrzano na mnie jak na pajaca. Co, boisz się? Myślisz, że to ci w czymś pomoże?