Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Społeczeństwo

Każda szkoła ma swój sposób na koronawirusa

Środki ostrożności w związku z koronawirusem Środki ostrożności w związku z koronawirusem Patryk Ogorzałek / Agencja Gazeta
W jednej szkole mamy zaganiać młodzież po każdej lekcji do łazienek, aby myli ręce. A w drugiej ufamy, że wystarczy prośba i ostrzeżenie. Co dyrektor, to inne wytyczne.

Czasy, kiedy nauczyciele pracowali w jednej szkole, a decyzje dyrektora były niepodważalne, przeminęły. Obecnie, jak tylko szef coś zarządzi, musi się liczyć z protestami. Wszystko przez to, że w drugim miejscu pracy kazano postępować inaczej. Człowiek od razu się zastanawia, która decyzja pomaga, a która szkodzi. Czy może być tak, że dwie sprzeczne decyzje są równie dobre?

Praca w dwóch odmiennie zarządzanych szkołach wymaga nie lada inteligencji. Ponieważ nie jestem członkiem Mensy, nieraz się w tym gubię. W pierwszej placówce dowiedziałem się, że muszę oszczędnie używać papieru do wycierania rąk, inaczej puszczę placówkę z torbami. Biednie jest, wiadomo. Nie trzeba mi tego powtarzać, nie trzeba pisać (napis o oszczędzaniu jednak jest), wszystko rozumiem. Tak jestem przejęty strachem, iż zabraknie dla innych, że jeden arkusz papieru wystarcza mi na kilkukrotne wycieranie rąk. Kiedy w drugim miejscu zobaczono, co robię, zwrócono mi uwagę, abym nie oszczędzał. Po to jest papier, aby korzystać. Należy wycierać skutecznie do sucha tyloma arkuszami, iloma potrzeba. OK, przepraszam. Wiem, dziwny jestem.

Czytaj też: Zamknięcie szkół jest konieczne

Koronawirus. W każdej szkole inne zasady

Co szkoła, to inne zasady profilaktyki. Właściwie tylko jedno się zgadza. Otóż każdy dyrektor lubi radzić sobie z problemami po swojemu. W pierwszej placówce dwa tygodnie temu wprowadzono zasadę, że się nie witamy, nie podajemy sobie rąk. Każdemu musi wystarczyć „dzień dobry” z daleka. Podobnie chciałem zachować się w drugiej szkole, ale spojrzano na mnie jak na pajaca. Co, boisz się? Myślisz, że to ci w czymś pomoże? Daj spokój. Wstyd mi się strasznie zrobiło, na pewno byłem cały czerwony. Co też mi strzeliło do głowy? OK, przepraszam, już się witam, rączki całuję, cmokam i ściskam. Wybaczcie, koledzy, darujcie, koleżanki, wystraszyli mnie w poprzedniej szkole, dlatego tak się zachowuję.

Córka opowiadała przy obiedzie, że w jej szkole pani woźna na każdej lekcji wchodzi do sali i czyści klamkę. A u nas nie – odpowiedziałem. Nie wyobrażam sobie, aby ktokolwiek mógł wejść do mojej sali, gdy prowadzę zajęcia. Moja mina by ją skutecznie powstrzymała. Zresztą nigdy nie musiałem robić żadnych min. To byłby koniec świata. Ani w jednym liceum, ani w drugim takie rzeczy się nie mogą zdarzyć, żeby woźna przerywała profesorowi wykład. Może w podstawówkach nauczyciele na to pozwalają, ale nie w szkole średniej. Pani woźna może sprzątać salę przed rozpoczęciem lekcji oraz po zakończeniu, ale nigdy w trakcie. To po prostu tradycja, że pracownicy obsługi nie wchodzą w trakcie zajęć do sal. Raz zdarzyło się, że pani woźna uchyliła drzwi, gdyż była przekonana, że skończyłem. Gdy się okazało, że lekcja trwa, przepraszała mnie potem przez kilka dni. Taką mamy w liceach tradycję. Gdyby woźna weszła ze ścierką do sali w trakcie lekcji, pomyślałbym, że mamy armagedon.

Sposób zarządzania zmienia ludzi. Mentalność mają inną. Gdy w pierwszej szkole panuje zasada, iż musimy przede wszystkim trzymać język za zębami i nie informować o tym, że nasi uczniowie wrócili np. z Włoch, w drugiej za samo podejrzenie, iż coś ukrywam, koledzy gotowi byliby mnie ukrzyżować. Wczoraj nieopatrznie palnąłem, że powinniśmy uważać na to, co opowiadamy o uczniach i szkole w kontekście koronawirusa. Bo jeszcze nas zamkną. Wtedy koleżanka zrobiła mi długi wykład, że właśnie przez taką postawę ukrywania Chiny wpędziły się w poważne kłopoty. Mam obowiązek natychmiast informować o podejrzeniu, że jakiś uczeń może być zarażony. Niczego nie wolno ukrywać. A potem wyjaśniła mi, jakie są procedury: odizolować ucznia, poinformować dyrekcję, wezwać rodziców. Jak mogło mi przyjść do głowy, aby nie reagować? Przecież jesteśmy odpowiedzialni za innych. OK, przepraszam. Kolejny dowód, że aby pracować w dwóch szkołach, trzeba należeć do Mensy. Za głupi jestem. Już ja sobie wyobrażam, co by się działo w drugiej szkole, gdybym zastosował tę procedurę. Tam obowiązuje zasada, że im mniej widzę, tym jestem zdrowszy. Nie wtykać nosa w nieswoje sprawy. A zatem morda w kubeł i łeb w piach, trzeba być strusiem, a nie kapusiem.

Polska to nie Włochy – nic nam nie będzie?

Koledzy pracujący w dwóch–trzech szkołach też mieli wrażenie, że uczestniczą w jakiejś schizofrenii. Kiedy w innym liceum dyrekcja nakazała poinformować rodziców, że odwołuje się wszelkie wycieczki (było to prawie dwa tygodnie temu), w drugim kazano nam rozesłać do rodziców listy, że jest bezpiecznie, nie stwierdzamy żadnego zagrożenia, zatem niczego nie trzeba odwoływać. Także wymiany ze szkołami zagranicznymi są aktualne. Polska to nie Włochy – nic nam nie będzie. Dowiedzieliśmy się też, że jak naprawdę będziemy zagrożeni, rząd wyda stosowne decyzje. Dopóki minister i premier niczego nie odwołują, my też niczego nie odwołamy. Tylko bez paniki, moi drodzy.

Koleżanka, która pracuje w szkole, gdzie decyzje były zupełnie inne, zapowiedziała, że w niczym nie będzie uczestniczyć. Żadnych wycieczek, otwartych drzwi, wymian, spotkań z uczniami z innych krajów itd. Natychmiast idzie na zwolnienie. W ślad za nią poszło kilka osób. Uczniowie ucieszyli się, bo chociaż sprawdziany zostały odwołane. Ze szkoły mojego dziecka dostałem informację, że konsultacje z nauczycielami się nie odbędą. Dyrekcja zabroniła wchodzić rodzicom na teren szkoły. Co też jej strzeliło do głowy – pomyślałem. Dobrze, że moja nie wpadła na tak durny pomysł. Zamykać się przed rodzicami? Idiotyzm!

Wszyscy, którzy pracujemy w kilku miejscach, musimy się pilnować, aby nie przenosić zwyczajów z jednej szkoły do drugiej. Dotyczy to także ochrony przed zarażeniem. Procedury są kompletnie inne. Nawet taka rzecz jak mycie rąk w każdej szkole wygląda inaczej. W jednej mamy zaganiać młodzież po każdej lekcji do łazienek, aby myli ręce. A w drugiej ufamy, że wystarczy prośba i ostrzeżenie. Licealiści są na tyle dojrzali, że sami będą wiedzieli, jak mają postępować. Co, mamy prowadzić każdego za rączkę i pilnować, aby umył właściwie ręce? Puknijcie się w głowę! W liceum takie rzeczy? Natomiast w drugiej dowiedziałem się, że mam dać uczniom dobry przykład, zaprowadzić, samemu umyć, aby wszyscy widzieli, a potem zagonić resztę. Młodzież trzeba zmusić do higieny, bo przecież sama na to nie wpadnie.

Nauczycielom nie jest do śmiechu

Nie wiem, który system ochrony przed epidemią jest właściwy. Od kilku tygodni funkcjonuję, jakbym znajdował się we śnie wariata. Zresztą było tak już dawniej, że dyrektorzy rządzili szkołami po swojemu, ale nie na taką skalę i nie wobec takiego zagrożenia. Dopóki dotyczyło to pierdółek, można było patrzeć przez palce na sprzeczności w decyzjach. Było nawet zabawnie, gdy jeden dyrektor kazał robić tak, a drugi odwrotnie. Dzisiaj nauczycielom nie jest do śmiechu. Wielu się boi.

Nie chcę być mądrzejszy od swoich szefów. Jakim prawem mam siebie uważać za lepszego? Żebym chociaż należał do Mensy. Dlatego oddaję się w ich ręce, ufam, że dobrze rządzą, chociaż tak różnie. Może będzie tak, że im głupiej szkoła jest zarządzana, tym będzie miała większe szczęście. Mam nadzieję, że koronawirus koronawirusowi nierówny. Ufam, że mutując się, uwzględni specyfikę każdej szkoły i zasady w niej panujące. Jeśli jednak wirus będzie atakował na ślepo, nie patrząc, jaki rodzaj profilaktyki stosujemy, może być ciężko.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
O Polityce

Dzieje polskiej wsi. Zamów już dziś najnowszy Pomocnik Historyczny „Polityki”

Już 24 kwietnia trafi do sprzedaży najnowszy Pomocnik Historyczny „Dzieje polskiej wsi”.

Redakcja
16.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną