Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Społeczeństwo

Proliferzy sieją strach, położnicy zaczynają się bać

Uniwersytecki Szpital Kliniczny we Wrocławiu Uniwersytecki Szpital Kliniczny we Wrocławiu Krzysztof Ćwik / Agencja Gazeta
„Spalę was albo wysadzę w powietrze!” – krzyczał uzbrojony mężczyzna, który wdarł się na oddział położniczy Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego we Wrocławiu.

Położne i wolontariuszka były przerażone, kiedy napastnik wykrzykiwał niecenzuralne słowa. Ciężarne siedziały pozamykane w pokojach. Podchorążowie szkoły oficerskiej pełniący dyżur przy drzwiach do budynku, w którym mieści się I Klinika Ginekologii i Położnictwa USK, obezwładnili napastnika i przekazali w ręce funkcjonariuszy. Musieli użyć siły, bo portier nie był w stanie sobie sam poradzić.

Położnicy boją się o pacjentki i o siebie

To było po prostu przerażające. Nagle przez wejście dla personelu wtargnął mężczyzna. Był bardzo agresywny. Krzyczał, że nas spali, wymorduje, że jesteśmy zbrodniarzami, że „zabiliśmy 82 osoby” – opowiadają pracownicy.

Co najmniej od lutego przed kliniką przy ul. Chałubińskiego we Wrocławiu popołudniami odbywał się protest: obok antyaborcyjnego baneru stało kilka osób, jedna z nich przez megafon wygłaszała manifest informujący o rzekomej liczbie aborcji wykonywanych co roku na świecie i w tej konkretnej placówce. Proliferzy jeździli też po mieście autem, które ciągnęło na specjalnej przyczepie baner informujący o „zbrodniarzach w białych kitlach” i ten sam komunikat nadawało przez głośniki.

Do tej pory staraliśmy się to ignorować, choć na pewno nie pozostawało to bez wpływu na zdrowie i samopoczucie naszych pacjentek. Niektóre drżą o to, czy doniosą ciążę. Inne czekają na zabieg, bo ich ciąża obumarła i trzeba usunąć płód. Jeszcze inna czeka na przedwczesne rozwiązanie, co oznacza, że noworodek trafi na oddział neonatologiczny. Te kobiety przeżywają trudne chwile, potrzebują spokoju i my staraliśmy się im go zapewnić, ale to, co się wydarzyło przed świętami, było po prostu przerażające.

Reklama