Społeczeństwo

Nowe prawo na polskich porodówkach. Będzie lepiej?

Prezeska fundacji Rodzić po ludzku Joanna Pietrusiewicz obawia się, że przepisy nie będą egzekwowane. Prezeska fundacji Rodzić po ludzku Joanna Pietrusiewicz obawia się, że przepisy nie będą egzekwowane. Alex Hockett / Unsplash
Kobiety, które mają wyznaczony termin porodu po Sylwestrze, będą rodzić w nieco zmienionej rzeczywistości. Od 1 stycznia 2019 r. w Polsce wchodzi w życie nowy standard organizacyjny opieki okołoporodowej.

Nowe prawo wprowadza kilka swobód dla rodzących i ciężarnych. Wreszcie podczas porodu będzie można coś zjeść, o ile zgodę na to wyrazi lekarz. Poród to wielki wysiłek energetyczny, wymaga od kobiety siły i wytrwałości. O możliwość spożywania posiłków walczono w Polsce od dawna. Dotychczas wywalczono zgodę na picie pomiędzy skurczami. Jeszcze kilka lat temu i to było zabronione.

Więcej wolności dla kobiet

Zgodnie z nowym standardem kobiety po 41. tygodniu ciąży nie będą już musiały leżeć w szpitalu, tak jak to było dotychczas. Wywołanie porodu przewidziano dopiero po zakończeniu 42. tygodnia i nie będzie trzeba przed nim spędzać kilku dni na szpitalnym łóżku.

Dużym sukcesem nowego SOOO, jak podkreślają przedstawicielki fundacji Rodzić po ludzku, są obowiązkowe badania przesiewowe określające ryzyko depresji ciążowej i poporodowej. Po Nowym Roku lekarz lub położna będą mierzyli to ryzyko przy pomocy testu Becka (zestawu pytań), który pozwoli ocenić samopoczucie kobiety. Pytania lekarze zadadzą trzykrotnie – na początku, na półmetku i pod koniec ciąży. Szacuje się, że depresja poporodowa dotyka nawet 15 proc. matek, to częstszy problem niż cukrzyca ciążowa, a ryzyko tej choroby jest skrupulatnie monitorowane u wszystkich ciężarnych. Do tej pory lekarze nieczęsto zajmowali się stanem emocjonalnym kobiet w ciąży. Rzadko też kierowali je na edukację przedporodową, czyli do szkoły rodzenia albo na indywidualną konsultację z położną. Teraz będą zobowiązani do odnotowania tego w dokumentacji medycznej.

Nowe przepisy porządkują także kwestię badań, do których kobieta ma prawo w ciąży, i terminów ich wykonywania. Wprowadzają możliwość wypełnienia dokumentacji medycznej jeszcze przed porodem. Przyszłe rodzące będą się mogły umówić z pracownikami szpitala kilka tygodni przed planowanym rozwiązaniem i przekazać wymagane informacje, żeby nie robić tego w stresie podczas pierwszej fazy porodu.

Nowy standard mocno wspiera karmienie piersią – od edukacji po fachową pomoc doradców laktacyjnych. Sztuczne mleko ma być podawane noworodkom tylko za zgodą lekarza – ma to ukrócić zwyczaj dokarmiania dzieci modyfikowanymi mieszankami, co utrudnia utrzymanie laktacji i tym samym karmienie dziecka piersią. To wszystko ma działać od stycznia. Przynajmniej w teorii.

Wojna o standardy opieki okołoporodowej

Nowe przepisy zastąpią standardy opieki okołoporodowej, które obowiązywały od 2012 r. Ich powstanie poprzedziła trzyletnia dyskusja. W konsultacjach brały udział wszystkie strony, których interesy krzyżują się na porodówce – ginekolodzy, położne, Ministerstwo Zdrowia oraz rodzące reprezentowane przez fundację Rodzić po ludzku. Powstał dokument kompromisowy, ale uchodzący za krok milowy w rozwoju polskiego położnictwa. Standard stawiał kobietę rodzącą w centrum uwagi. Pozwalał jej decydować o szeregu spraw – np. o tym, jaką chce przyjąć pozycję w trakcie porodu, czy o tym, kto ma jej towarzyszyć.

W 2016 r. ówczesny minister zdrowia Konstanty Radziwiłł usunął z rozporządzeń wszystkie wytyczne medyczne, także te okołoporodowe. Decyzja spowodowała głośny protest – krytykowali ją wszyscy: lekarze, położne i przede wszystkim pacjentki. Każda ze stron argumentowała, że likwidacja standardu pogorszy sytuację rodzących Polek. Fundacja Rodzić po ludzku zebrała niemal 100 tys. podpisów pod protestem przeciw decyzji Radziwiłła. Wtedy przedstawiciel resortu postanowił stworzyć nowe, własne rozporządzenie oparte na tym z 2012 r., rozszerzające je i precyzujące. To właśnie ten dokument zaczynie funkcjonować 1 stycznia.

Do ideału ciągle daleko

Zmieniają się ustawy, dokumenty, ministrowie, a rzeczywistość na polskich porodówkach ciągle nie jest idealna. Podczas konferencji zapowiadającej wprowadzenie nowego standardu aktualny minister zdrowia Łukasz Szumowski podkreślił, że dokument nie będzie ingerował w pracę lekarzy: „To nie są standardy medyczne, jako urzędnicy nie chcemy wkraczać w domenę wytycznych, jak lekarze mają prowadzić poród czy leczyć pacjentkę, jak pielęgniarki i położne mają się opiekować kobietą w ciąży i połogu. To, co my prezentujemy i proponujemy, to jest kodeks praw pacjentki – po to, by wiedziała, co jej się należy, była wyedukowana w zakresie praw, które jej przysługują, żeby wiedziała, co ją czeka w trakcie porodu i później”.

Prezeska fundacji Rodzić po ludzku Joanna Pietrusiewicz obawia się, że przepisy nie będą egzekwowane. Dopóki szpitale nie będą monitorowane i rozliczane z jego wprowadzenia, może pozostać zbiorem pobożnych życzeń. Już teraz wygląda tak np. kwestia łagodzenia bólu porodowego przy pomocy znieczulenia zewnątrzoponowego. Ani poprzedni, ani nowy standard nie wyjaśnia, czy znieczulenie to procedura, która przysługuje każdej kobiecie, czy nie. Nie mówi także, co dzieje się w sytuacji, w której rodząca słyszy, że nie dostanie znieczulenia, bo w szpitalu brakuje anestezjologów.

Joanna Pietrusiewicz oczekuje od ministerstwa monitorowania wprowadzania standardu w życie. Na wielu polskich porodówkach nie przestrzegano bowiem przepisów z 2012 r. Szpitale nie ponosiły z tego tytułu żadnych konsekwencji. Również nowy standard może się okazać martwym prawem.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kraj

Gra o tron u Zygmunta Solorza. Co dalej z Polsatem i całym jego imperium, kto tu walczy i o co

Gdyby Zygmunt Solorz postanowił po prostu wydziedziczyć troje swoich dzieci, a majątek przekazać nowej żonie, byłaby to prywatna sprawa rodziny. Ale sukcesja dotyczy całego imperium Solorza, awantura w rodzinie może je pogrążyć. Może mieć też skutki polityczne.

Joanna Solska
03.10.2024
Reklama