Jako jeden z pierwszych zabił na alarm pisarz i felietonista Jacek Dehnel, który w przepysznym wpisie nazwał fragment dokumentu Sekielskich „homofobicznym bluzgiem”. W słowach nie przebierał również Wojciech Karpieszuk z „Gazety Wyborczej”. W tekście „Woda na młyn homofobów w filmie Sekielskich” słusznie podnosi on, że w temacie rzekomych powiązań homoseksualności z pedofilią powinni zabrać głos nie tylko duchowni i katolicki publicysta, ale również seksuolodzy.
Terlikowski stawia kropkę nad i
Zgrzyt trwa raptem trzy minuty. Zaczyna się od sceny, w której Bartłomiej Pankowiak, jedna z ofiar ks. Hajdasza, wspomina, że o kapłanie od dawna mówiło się, że „lubi dzieci, że to jest tzw. pedziu i tak dalej”. Cięcie, przebitka na kopułę bazyliki św. Piotra. Przed kamerą pojawia się trzech tenorów, których komentarze nadają obrazowi Sekielskich zgoła nieoczekiwany wydźwięk. Bp Mirosław Milewski diagnozuje, iż „problemu pedofilii w Kościele do końca nie rozwiążemy, jeśli nie dotkniemy problemu tego środowiska”. Tego, a więc – uzupełnia ks. Isakowicz-Zalewski – tzw. lawendowej mafii.
Adam Szostkiewicz: Homofobia w filmie Sekielskich?
Duchowny ze śmiechem wspomina, jak to podczas pobytu w Rzymie radzono mu, by zamykał pokój na klucz. Już poważniej wyjaśnia (?): „[Pedofilia i homoseksualność] to są rzeczywistości w jakimś stopniu powiązane”. Kropkę nad i stawia Tomasz Terlikowski. „Nie należy histerycznie twierdzić, że nie ma żadnych korelacji między tymi dwoma zjawiskami” – puentuje.