JOANNA PODGÓRSKA: – Pisarz Jacek Dehnel nazwał fragment filmu braci Sekielskich, w którym mowa o orientacji homoseksualnej wśród kleru, „homofobicznym bluzgiem”. Przesadził?
PROF. TADEUSZ BARTOŚ: – Dehnel ma swoją perspektywę. Jest obserwatorem tego, jak wygląda homofobia w Polsce. Ona nakręca się najpierw małymi krokami, a potem może wybuchnąć coś gwałtownego. Perspektywa Jacka Dehnela jest zrozumiała. Z drugiej strony przyjmuję wyjaśnienie Tomasza Sekielskiego, że nie jest on żadnym homofobem.
We fragmencie, o którym mowa, dano głos trzem panom. Bp Mirosław Milewski stwierdził, że problemu pedofilii nie rozwiąże się bez dotknięcia problemu środowiska homoseksualnego w Kościele. Ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski mówił swoim zwyczajem o „lawendowej mafii”, a Tomasz Terlikowski, że nie należy reagować histerycznie na twierdzenia o korelacji między pedofilią a homoseksualizmem w Kościele. Zabrakło krytycznego komentarza. Dehnel nie był jedyny w swej reakcji. Za wydźwięk komunikatu odpowiada autor komunikatu. Ludzie usłyszeli coś, czego Sekielski nie chciał powiedzieć. Płynie stąd nauka: materiał trzeba konsultować, pokazywać osobom o różnych wrażliwościach, by wykluczyć nieporozumienia. Tu zabrakło wypowiedzi kompetentnego eksperta.
Polska uchodzi za najbardziej homofobiczny kraj w Unii. Trzeba szczególnie uważać na słowa, bo mogą skutkować przemocą?
To kwestia atmosfery w życiu politycznym, z której płynie przyzwolenie, czy wręcz zachęta do stygmatyzacji – choćby ogłaszanie kolejnych miast strefami „wolnymi od LGBT”. Ale z drugiej strony nie można w ogóle unikać tematu: jeśli mamy film, w którym ksiądz molestuje chłopców, i zabraknie komentarza, wtedy ludzie sami sobie dopowiedzą, np.