Już sześć czeczeńskich kobiet z ośrodka dla uchodźców na warszawskim Targówku jest hospitalizowanych z powodu koronawirusa. Gdy 22 maja pierwszy raz przeprowadzono testy, zainfekowanych było 32. Ile jest teraz, nie wiadomo, bo zakażonych nie odizolowano. W dawnym hotelu robotniczym przebywa 111 kobiet z dziećmi. Wiele ma objawy. O tym, czy wezwać karetkę, decyduje jeden z dwu ochroniarzy dyżurujących na zmianę. Pracownicy socjalni są w domach na kwarantannie.
Uchodźcom brak wszystkiego
– W ciężkim stanie w szpitalu pod tlenem jest moja Malika – mówi Marina Hulia, Rosjanka, od wielu lat zaangażowana w pomoc Czeczenom. Malikę poznała jeszcze na dworcu w Brześciu, prowadziła szkołę dla czeczeńskich dzieci, które z rodzicami czekały na zezwolenie na wjazd do Polski. Tak powstała organizacja Dzieci z Dworca Brześć. Malika ma syna, 11-letniego Sulima, którym teraz zajmuje się sąsiadka. Chłopiec jeszcze nie wie, że Marina szykuje dla niego niespodziankę. Znalazła kogoś, kto kupił dla niego laptop i właśnie instaluje oprogramowanie.
Dla wszystkich dzieci i matek Marina z przyjaciółmi organizuje codziennie pomoc. – Na bieżąco informują nas, czego im potrzeba – mówi. Dziś zawiozły 38 szamponów i żeli pod prysznic, po jednym do każdego pokoju, 111 szczoteczek do zębów, pampersy w różnych rozmiarach, podpaski, czekolady mleczne, warzywa i owoce. W pomoc zaangażowała się Przychodnia Skłot. Na Facebooku ogłosiła zbiórkę najpotrzebniejszych rzeczy. Maseczki, środki do dezynfekcji, miód, owoce.
Czytaj też: Marina Hulia, uzależniona od pomagania
Nagle odcięci od świata
Rzeczniczka Urzędu ds. Cudzoziemców zapewnia, że potrzeby kobiet i dzieci są na bieżąco zaspokajane. Urzędnicy są w stałym kontakcie z mieszkańcami, cudzoziemcy otrzymują wsparcie w zakupach artykułów żywnościowych i innych niezbędnych produktów. Mają zapewnioną opiekę medyczną i psychologiczną, wyżywienie, środki do dezynfekcji rąk i maseczki.
Ale i tak codziennie pod budynek pilnowany przez policję, która nie wpuszcza nikogo poza ratownikami medycznymi, podjeżdża jakiś samochód z darami. Na bramie kartka z telefonem do ochroniarza. – Lepiej zapowiedzieć się mailowo – mówi Marina. – Wysłać informację do urzędu ds. cudzoziemców, kto i kiedy przyjedzie. Ja jestem nieinternetowa, dlatego tyle czasu nam to zabrało.
Kiedy sanepid zadecydował o objęciu ośrodka kwarantanną, kobiety były przerażone. Nagle zostały odcięte od świata. Nie można było wyjść. Zostały same. Nie ma już zajęć dla dzieci. Dzięki Marinie i zmobilizowanym przez nią wolontariuszom czują się mniej samotne, a w pomoc włączyli się uczniowie szkoły społecznej z Milanówka. Zdalnie prowadzą zajęcia douczające dla dzieci z ośrodka na Targówku. Problemem jest brak komputerów czy smartfonów. Sulim wkrótce dostanie swój laptop.
Nikt nie wie, kiedy skończy się kwarantanna, bo w ośrodku chorzy i zdrowi mieszkają razem, jest więc duża szansa na wtórne zakażenia.