Kiedy w 2018 r. Sejm zatwierdzał zmianę ustawy o umowach międzynarodowych, szef gabinetu prezydenta (od którego wyszedł projekt ustawy) Krzysztof Szczerski przekonywał, że nowelizacja ma służyć stwierdzaniu nieważności „starych, historycznych umów, głównie z okresu PRL”. Tymczasem właśnie z tego narzędzia chcą dziś skorzystać turbokonserwatywne środowiska skupione wokół inicjatywy „Tak dla rodziny, nie dla gender”, w tym Instytut na Rzecz Kultury Prawnej Ordo Iuris czy Chrześcijański Kongres Społeczny, któremu przewodzi były marszałek Sejmu Marek Jurek. Wbrew szumnemu hasłu o ochronie rodziny nie chcą porządkować systemu prawnego, by np. wyeliminować pracę dzieci czy wspierać rodziny uchodźców. Chodzi o wypowiedzenie konwencji stambulskiej z 2011 r. i zastąpienie jej międzynarodową konwencją praw rodzin.
Konwencja stambulska, sól w oku konserwatystów
Konwencja stambulska, a dokładnie Konwencja Rady Europy o Zapobieganiu i Zwalczaniu Przemocy wobec Kobiet i Przemocy Domowej, od dawna jest solą w oku konserwatystów, nie tylko w Polsce. To jeden z tych dokumentów, o których mówi się: „oparty na wiedzy” – w jego zapisach widać obeznanie autorów założeń z praktyką walki z przemocą domową i wieloma bardzo ciemnymi stronami tego problemu: od zdejmowania winy ze sprawcy ze względu na „kontekst kulturowy” (funkcjonujące w danym społeczeństwie przeświadczenie, że kobiety i dzieci bić można i trzeba), przez dość częste komplikacje w ściganiu sprawców na poziomie międzynarodowym, po trudności, jakie zbyt często napotykają osoby poszkodowane.