Kiedy po wakacjach zobaczyłem się z koleżankami i kolegami ze szkoły, zauważyłem, że źle wyglądają. Niektórzy sami uprzedzali, iż podupadli na zdrowiu. Minęło prawie pół roku od czasu, kiedy prowadzili lekcje stacjonarnie i widzieli się z uczniami twarzą w twarz. Tęsknią za powrotem do normalności, choć bardzo się boją.
Trudno powiedzieć, co się będzie działo w nowym roku szkolnym. Dyrekcja też dobrze nie wygląda, a to źle wróży. Szef po wakacjach powinien być wypoczęty, tryskać pozytywną energią, a tymczasem sprawia wrażenie przygnębionego. Dobrze chociaż, że nie odszedł na emeryturę. Z nowym byłoby o wiele więcej problemów.
Czytaj też: Nauczyciele, nie bijcie piany! To i tak już nic nie zmieni
Gdzie się podziali starzy nauczyciele?
Niektórzy nauczyciele rezygnują w ostatniej chwili z powrotu do pracy. Strach przed zakażeniem koronawirusem jest większy niż pragnienie kontaktu z młodzieżą. „Powiem wam szczerze – mówiła koleżanka, która 31 sierpnia podjęła decyzję o odejściu – boję się”. Wystraszyła się po radzie pedagogicznej, na której omawialiśmy zasady powrotu do nauczania stacjonarnego. To będzie całkiem inna praca od tej, jaką znamy sprzed epidemii.
Z powodu nagłego odejścia koleżanki trzeba było od nowa układać plan lekcji. Podobno kilka innych osób też myśli o rezygnacji. Niektórzy wypowiedzieli umowy w sierpniu. Uczniowie się zdziwią, gdy nie znajdą swoich starych nauczycieli. Pewnie będzie im przykro, że odeszli bez pożegnania. Jednak