Dzisiejsze marsze w Warszawie wyruszyły z kilku różnych punktów w okolicach godz. 17. Miejsca zbiórek były znane, cel nie. Chodziło o efekt zaskoczenia władzy i funkcjonariuszy policji. I policji to się nie spodobało (na Twitterze: „Jest dla nas niezrozumiała decyzja niektórych z nich o nieinformowaniu policjantów o kierunku przemarszu. To utrudnia zapewnienie bezpieczeństwa w ruchu drogowym”).
Czytaj też: Rząd pod sąd!
Dom prezesa pod ochroną. A demonstranci?
Marta Lempart, współorganizatorka protestów i współliderka Ogólnopolskiego Strajku Kobiet, poinformowała już w trakcie przemarszu, że tłum ostatecznie odwiedzi prezesa PiS na Żoliborzu. Słychać zawołania: – Jarek, idziemy do ciebie bez żadnego trybu! Pod dokładny adres dostać się nie sposób, dom Jarosława Kaczyńskiego szczelnie obstawiły radiowozy.
Z tego względu protestujący nie mogli się tutaj połączyć: część osób utknęła przy ul. Potockiej, część na Mickiewicza, część na pl. Wilsona. Protestowaliśmy razem, ale na dystans. – Kaczor się szarogęsi – komentował jeden z uczestników strajku. – Kiedyś dało się przejść przez ulicę. Demonstranci rozproszyli się, część zawróciła do centrum.
Karolina Micuła ze Strajku Kobiet: – Jesteśmy nie tylko w Warszawie, ale w całej Polsce, a czegoś takiego od lat 80. jeszcze nie było! Aktywistka zaintonowała kilka marszowych okrzyków, które niosą się w kraju od ponad tygodnia („Kiedy państwo mnie nie chroni, mojej siostrę będę bronić”, „Kto nie skacze, ten za PiS”, „Moje ciało, moja sprawa”). – Niejaka pani Emilewicz powiedziała przed chwilą w TVN, że wolność kobiety kończy się, gdy zachodzi w ciążę.