Ogary poszły w las. Na polecenie ministra edukacji kuratorzy ruszyli do szkół, aby wytropić nauczycieli, którzy namawiali uczniów do udziału w strajkach kobiet (grzech śmiertelny), sami brali udział w protestach (grzech wołający o pomstę do nieba), nie wybili nastolatkom z głów pomysłu, aby chodzić na manifestacje (grzech zaniedbania). Będą dyscyplinarki, będzie wyrzucanie z zawodu, nikt się nie wywinie od kary. Na stos z belframi i belfrzycami, na stos!
A to przecież nie koniec grzechów, jakie popełnili nauczyciele. Minister obarczył belfrów winą za język, którym posługuje się manifestująca młodzież. Niewinne dzieciny same przecież nie wpadły na pomysł, aby kazać rządowi „wypier...lać”. Polskie dziewczęta i chłopięta nie są zdolne do tego, aby nazywać prezesa „ch...jem”. Skąd znają nazwy narządów płciowych, jeśli nie z zakazanych lekcji wychowania seksualnego? Skąd te wszystkie wulgaryzmy? Przemysław Czarnek jest pewien, że to wina nauczycieli.
Szkoła zdemoralizowała dzieci i nauczyła je ohydnego języka. Gdyby nie ci wredni nauczyciele, PiS byłby kochany, a prezes całowany po rękach i wynoszony pod niebiosa. Tylko grzesznik nie widzi jego wybitnych zasług dla Polski. Uczniowie zostali zmanipulowani przez odstępców od wiary i tradycji, przez hańbiących etos swojego zawodu nauczycieli, dlatego dzieciątka chodzą na manifestacje. Skarci się belfrów, ukarze belfrzyce, wytępi całe to lewactwo w szkołach, a wtedy maleństwa wrócą do nauki i znowu będzie można w świętym spokoju rządzić narodem.
Czytaj też: