Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Społeczeństwo

Nauczyciele znikają z własnych lekcji

Nauczyciele prowadzą lekcje w czasie epidemii koronawirusa. Nauczyciele prowadzą lekcje w czasie epidemii koronawirusa. Grzegorz Celejewski / Agencja Gazeta
Skali nieobecności nauczycieli na własnych lekcjach online nikt oczywiście nie bada. Dyrekcja też się tym nie zajmuje, dopóki ktoś nie wniesie skargi. Problem jednak jest i to całkiem spory.

Do szkoły chodziłem w małej miejscowości. Właściwie duża wioska. Nauczyciele dojeżdżali z okolicznych miasteczek, kadry miejscowej było mało. Ponieważ transport publiczny często zawodził, obowiązywała zasada, że lekcja musi zostać przeprowadzona, nawet jeśli nauczyciela nie ma. W liceum to był wręcz standard.

Uczeń zastępuje nauczyciela

Lekcje historii prowadziłem ja. Nauczyciel tak mi ufał, że miałem prawo odpytywać kolegów oraz wstawiać im oceny do dziennika. Czasem historyk wchodził w połowie lekcji i patrzył, jak sobie daję radę. Być może wtedy nabrałem ochoty do zostania nauczycielem. Skoro mi tak dobrze idzie. Poza tym ucząc innych, sam miałem tę wiedzę w małym palcu. Z historii byłem naprawdę dobry (maturę zdałem na maksimum).

Zimą do szkoły można było dojechać nieraz tylko pługiem śnieżnym, co niektórzy nauczyciele rzeczywiście robili. Jednak reszta zdawała się na uczniów. Nie pamiętam żadnej zmarnowanej lekcji, mimo że pracowaliśmy dość często, szczególnie podczas mroźnych zim, właściwie bez nadzoru. Czasem wpadała woźna, aby sprawdzić, dlaczego jest u nas tak cicho.

Oczywiście nauczyciele musieli włożyć wiele wysiłku, aby wdrożyć klasy do samodzielnej pracy. Nikt nie miał o to pretensji, raczej byliśmy dumni, że mimo nieobecności nauczycieli dajemy sobie radę z realizacją materiału. Ci, co prowadzili lekcje, mieli nawet prawo wejść do pokoju nauczycielskiego i wziąć dziennik. Napawało nas to dumą.

Uczniowie mają sobie radzić

Kiedy zacząłem pracę nauczyciela w Łodzi, od razu wiedziałem, że mogę do szkoły na czas nie dotrzeć. Tramwaje bardzo często stawały, autobusy się psuły. Nikt nie znał dnia ani godziny, kiedy cała komunikacja stanie.

Reklama