Po jednej z manifestacji ulicznych Pawła Kasprzaka zatrzymano, ale nie za udział w proteście, a za przejście przez jezdnię w niedozwolonym miejscu. Wyglądało to na ewidentne polowanie na znanego aktywistę tzw. opozycji ulicznej. Ruch samochodowy był wtedy wstrzymany, a wszystkie przejścia dla pieszych obstawione przez policję.
Kasprzak odmówił przyjęcia mandatu i nie chciał wylegitymować się przed anonimowym policjantem (funkcjonariusz nie podał nazwiska i stopnia służbowego, chociaż obliguje go do tego ustawa o policji). W efekcie policjant skierował do sądu wniosek o ukaranie, a sąd w trybie nakazowym, bez wysłuchania stron, wyłącznie na podstawie policyjnej notatki, orzekł wobec Pawła Kasprzaka grzywnę w wysokości 300 zł.
Sądy działają z automatu
Współzałożyciel i lider ruchu Obywatele RP, w ostatnich wyborach kandydat na senatora niezależnego, orzeczenia nie wykonał. Jak sam przyznaje, uczynił to świadomie, protestując przeciwko trybowi nakazowemu, na podstawie którego sądy mogą orzekać, nie przeprowadzając przewodu sądowego, nie wysłuchując stron i opierając się li tylko na świadectwie policjanta. Komornik nie mógł zająć zasądzonej sumy na koncie obwinionego z tej przyczyny, że Kasprzak konta nie posiada. Więc, nadal w trybie nakazowym, mandat zamieniono na prace społeczne, a kiedy Kasprzak odmówił ich wykonywania, orzeczono inną karę – dwa dni pozbawienia wolności. Wyznaczono termin i miejsce odbycia wyroku.
Kasprzak przyznaje, że kara nie jest drakońska, a wręcz śmieszna, ale idzie ją odbyć – wcale nie dlatego, że czuje się winny.