Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Społeczeństwo

Sprawa ks. Dymera. Kościół znów chciał przeczekać?

Już ćwierć wieku trwa sprawa ks. Andrzeja Dymera. Już ćwierć wieku trwa sprawa ks. Andrzeja Dymera. Łukasz Węgrzyn / Agencja Gazeta
Nie, Kościół nie może się uchylać od odpowiedzialności za zło dziejące się z udziałem jego księży, zasłaniając się względami biurokratycznymi czy legalistycznymi.

Ból, oburzenie, bezradność po kolejnym reportażu śledczym o cielesnych grzechach w Kościele. Ćwierć wieku trwa sprawa ks. Andrzeja Dymera przedstawiona w dokumencie Sebastiana Wasilewskiego z TVN24 pod adekwatnym tytułem „Najdłuższy proces Kościoła”. Mimo że przypadek księdza oskarżonego o seksualne wykorzystywanie chłopców i mężczyzn upubliczniono w mediach już lata temu, krzywdziciel jeszcze kilka dni temu pełnił funkcję dyrektora Instytutu Medycznego im. Jana Pawła II w Szczecinie. Został odwołany przez abp. Andrzeja Dzięgę dopiero teraz, choć hierarcha był o jego wyczynach dobrze poinformowany.

Czytaj też: Taki Kościół nie ma przyszłości

Grzechy księży zamiata się pod dywan

Dzięga obiecał to podczas niedawnego spotkania z jedną z ofiar ks. Dymera. To było pierwsze spotkanie hierarchy – kierującego metropolią szczecińsko-kamieńską od 12 lat! – z którąkolwiek z osób wykorzystanych przez duchownego. A ten dalej działał w Kościele, dostawał zadania i funkcje, wyrabiał sobie wpływy w lokalnej polityce i biznesie, inkasował hojne darowizny na swoje przedsięwzięcia. Rósł w siłę, stał się prawie nietykalny i niezastąpiony.

Biskupom nie postało w głowie, by go wydalić ze stanu kapłańskiego. Co tam jakieś oskarżenia i świadectwa! Liczy się „dobro Kościoła”, materialne bardziej niż moralne. Interes instytucji każe bronić raczej księży niż ofiar. A wiernym tłumaczyć, że to ataki na Kościół i wiarę, wymagające solidarności ludu Bożego z kapłanami. Grzechy księży zamiata się pod dywan. Wynajmie się prawników, by wykręcić się od ewentualnie zasądzonych odszkodowań.

Reklama