Kawalerka na peryferiach zagospodarowana ascetycznie. Czuć świeżą farbę. Na stole neska w kubku z wytatuowaną grawerką „Elba. Sybir. Śrem”. Prezent powitalny od tutejszych. Dzwoni córka z Warszawy. Chyba znów zepsuła się pralka. Wrzosek stuka obcasami, chodząc nerwowo po nowiutkich panelach. Co poradzić z odległości 312 km?
Dotychczas nie robiła spektakularnej kariery, mimo że w prokuraturze już trzecią dekadę. O miejscu odosobnienia dowiedziała się po zderzeniu z wielką polityką. A konkretnie z sasinowymi workami z milionami kopert, szykowanymi pod wybory korespondencyjne, przeciw którym wszczęła śledztwo z urzędu. Jakiś obywatel zgłosił bowiem zawiadomienie o próbie popełnienia przestępstwa skutkującego narażeniem jego zdrowia oraz życia w czasie epidemicznym, co nadało sprawie bieg. Jednak dochodzenie umorzyła po trzech godzinach zwierzchniczka.
Ci, którzy zesłali ją do Śremu pod pretekstem uzupełniania braków kadrowych, zapewne spodziewali się, że odczuje reperkusje na prowincji. Tymczasem po półtoramiesięcznej odsiadce styka się z życzliwością ludzką na każdym zakręcie.
Drugi kubek do pary z grawerką „Elba. Sybir. Śrem” wystawiła na aukcji WOŚP. Osiągnął oszałamiającą cenę 760 zł. Więc popijając neskę, obdzwania rodzinę. Potem snuje się po kątach, ograbiona ze zwykłej banalności dnia codziennego.
Kwatera tak niezagracona, ponieważ dopiero oddana pod klucz. Jest pierwszą najemczynią. Standard nazbyt komfortowy jak na studentkę, którą właśnie się na powrót poczuła. Było trochę perturbacji z poszukiwaniem miejsca do spania. Co prawda za pieniądze podatnika miała do dyspozycji służbówkę w oddalonej o 45 km prokuraturze poznańskiej. Ale jest przeznaczona na krótkoterminowe pobyty. Jak się urządzić na pół roku? Wychodzić w szlafroku pod prysznic dla personelu, przepychając się wśród interesantów?