Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Społeczeństwo

Policja kontra Babcia Kasia

Babcia Kasia Babcia Kasia Anna S. Kowalska / Polityka
Katarzyna Augustynek, znana jako Babcia Kasia, została 27 kwietnia uniewinniona przez warszawski sąd rejonowy. Policja zarzucała jej naruszenie nietykalności cielesnej funkcjonariuszy i obrazę (miała używać wulgarnych inwektyw).

Sąd uznał, że oskarżona nie naruszyła nietykalności ludzi w mundurach, ale to oni potraktowali ją przemocowo. I bez żadnego uzasadnienia okolicznościami. Chodziło o protest, jaki 21 kwietnia odbywał się przed gmachem Sądu Najwyższego. Obywatele stanęli przed SN, aby wyrazić oburzenie z powodu szykan, które spotkały sędziego Igora Tuleyę. Tego dnia zebrała się tzw. Izba Dyscyplinarna, aby na wniosek prokuratury zdecydować, czy Tuleya może być doprowadzony siłą na przesłuchanie.

Katarzynę Augustynek wtedy zatrzymano i postawiono przed tzw. sądem 24-godzinnym, aby osądzono ją w trybie przyspieszonym. Ale sąd nie zgodził się na to i zdecydował, że sprawa powinna odbyć się w trybie zwykłym.

Czytaj też: Ziobro wszechmocny. Jak prokuratura zastępuje sądy

Zabierz durniu te łapy

W pierwszym terminie zeznawali w charakterze poszkodowanych policjanci. Jeden z nich oświadczył, że oskarżona go „szczypła” i „kopła”, a dodatkowo „wierzgła” nogami. Zważywszy na posturę policjantów, trudno było uwierzyć, że padli ofiarą napaści ze strony niewielkiej 65-letniej kobiety.

We wtorek 27 kwietnia troje świadków zgodnie zeznało, że to policjanci napadli na Babcię Kasię. Złapali ją od tyłu, zaczęli szarpać, a kobieta przewróciła się. Wtedy kilku funkcjonariuszy zawlokło ją („jak worek kartofli”) do radiowozu, ciągnąc po trotuarze i trawniku. Po drodze pani Katarzynie spadły buty, ale policjantom było bez różnicy.

Reklama