O Julicie można powiedzieć wiele: słucha Dawida Podsiadły, jest psiarą, zimą zbiera pieniądze do puszki WOŚP, a gdy czuje, że zagrożone są prawa kobiet i mniejszości – wychodzi na ulice. Jak poinformowały wczoraj Wiosna i Młoda Lewica: jej „spacery” wyjątkowo nie spodobały się dyrekcji białostockiego Liceum Ogólnokształcącego Zespołu Szkół Katolickich Matki Bożej Miłosierdzia.
„Negatywna grupa rówieśnicza”
– W ubiegły poniedziałek w związku z rzekomą organizacją białostockich protestów Julitę przesłuchała policja – mówi w rozmowie z „Polityką” adw. Anna Jaczun, pełnomocniczka nastolatki. – Następnego dnia jej mamie wręczono wypowiedzenie umowy o kształceniu. Szkoła jest niepubliczna. Umowa może zostać wypowiedziana w trybie natychmiastowym, jeżeli uczeń nie stosuje się do regulaminu, statutu bądź zarządzenia dyrektora. I taką podstawę wypowiedzenia podano. Sęk w tym, że na piśmie nie wskazano, jakie zasady miałaby naruszyć Julita i w jaki sposób.
– Julita usłyszała, że jest członkinią „negatywnej grupy rówieśniczej”, czyli Młodej Lewicy, ale chodzi raczej o rozgłos, jaki zdobyła w lokalnych mediach – ocenia Wojciech Wincent Sawoniewicz, rzecznik Młodej Lewicy. Mimo zainteresowania policji dziewczyna dalej chodziła na protesty i pisała na swojej tablicy (prywatnej! – podkreśla Sawoniewicz) posty na temat praw reprodukcyjnych. – Zdecydowanie nie były to treści wulgarne. Mogło się pojawić hasło „wypierdalać”, które podczas strajków weszło przecież do mainstreamu… ale czy to usprawiedliwia wydalenie ze szkoły?