Tym razem nie chodzi o pedofilię, tylko o afrykańskie dzieci pod nadzorem polskiego misjonarza, byłego dominikanina. Nadzór to może i był, ale nie taki, jak można by się spodziewać po rozmodlonym misjonarzu. Za to na pewno był to dobry interes. Ksiądz wybudował sobie rezydencję, sieroty miały barak i miskę ryżu dziennie. Los, jaki Dariusz Godawa zgotował afrykańskim dzieciakom, opisuje teraz „Gazeta Wyborcza”. A dominikanin Tomasz Dostatni komentuje: „Smutny to tekst, jestem zażenowany… i zastanawiam się, czy to tylko i aż skandal, czy coś u nas dominikanów nie działa w Polsce… smutno mi. Mogę w swoim imieniu powiedzieć przepraszam…”.
Czytaj też: Przemoc u wrocławskich dominikanów
Ile jeszcze śledztw i świadectw
No tak, ale czy te reakcje: „coś nie działa”, „smutno nam”, „przepraszamy”, robią jeszcze na kimkolwiek wrażenie? Kiedy nastąpią działania, żeby wreszcie coś zaczęło działać, tak jakby tego oczekiwali księża i świeccy traktujący swoją wiarę i swoje zawodowe zadania z powagą i pokorą? Brak wyraźnych zmian na lepsze w Kościele instytucjonalnym w Polsce jest wielkim rozczarowaniem dla wierzących i szerszej opinii publicznej.
Ile jeszcze trzeba reportaży telewizyjnych, prasowych materiałów śledczych ujawniających zło w Kościele, watykańskich dochodzeń przeciwko biskupom chroniącym samych siebie i księży krzywdzicieli przed odpowiedzialnością, wywiadów z nielicznymi sprawiedliwymi duchownymi czy zakonnicami, aby „coś pękło, coś się skończyło”?
Czytaj też: Kolejny arcybiskup traci tytuł honorowego obywatela
Dokąd mają pójść młodzi katolicy?
Kameruńskie słodkie życie byłego dominikanina, drapieżnictwo seksualne innego członka tego zakonu, bierność władz zakonnych i kościelnych w tych sprawach – są nie tylko katastrofą wizerunkową, ale i ciosem w ich wiarygodność. Jeśli w elitarnym zakonie nastawionym na pracę z młodzieżą akademicką mogły się zdarzyć takie rzeczy, to dokąd mają iść młodzi polscy katolicy z dobrze rozumianymi ambicjami intelektualnymi i duchowymi? Gdzie i pod czyją opieką mają pogłębiać swoją wiarę i umiejętność dialogu z niewierzącymi? W grudniu 2020 r. w sondażu CBOS aż niemal połowa Polaków wystawiła Kościołowi ocenę negatywną za działalność. Najgorsze notowanie od ponad ćwierćwiecza.
W Kościele rośnie zło
„Zło rośnie w Kościele”, mówi ks. prof. Alfred Wierzbicki w rozmowie z Joanną Podgórską dla „Polityki”. Duchowny pokłada nadzieję na poprawę sytuacji raczej w katolikach świeckich, zwłaszcza młodych, niż w episkopacie. Wskazuje przykład pozytywny: Kongres Katoliczek i Katolików, oddolną inicjatywę prof. Fryderyka Zolla, o. Pawła Gużyńskiego (dominikanina wysłanego przez zakon do pracy w Holandii za krytykę homofobicznych wypowiedzi abp. Jędraszewskiego) i grupy ich współpracowników w internecie, bo tam na razie próbują prostować kościelne ścieżki. Blues dominikanów to blues całego Kościoła, ale niewiele z tego wynika w praktyce. Fundamentalizm i obłuda trzymają się mocno.
Dlatego niejeden czytelnik rozmowy się żachnie: to czemu ks. Wierzbicki nie odejdzie z Kościoła, w którym „rośnie zło”? Na co profesor odpowiada: „Rozumiem, dlaczego wrażliwi ludzie odchodzą dziś z Kościoła, ale nam nie wolno zostawiać go fundamentalistom. Nie możemy dać się wypchnąć z Kościoła”. Musi być bardzo zdeterminowany, bo widać nie bierze pod uwagę, że jednak tacy jak on zostaną wypchnięci z Kościoła w Polsce dosłownie lub symbolicznie. Taki jest dziś kościelny Zeitgeist.
Czytaj też: Makabra dominikańska