Tym razem nie chodzi o pedofilię, tylko o afrykańskie dzieci pod nadzorem polskiego misjonarza, byłego dominikanina. Nadzór to może i był, ale nie taki, jak można by się spodziewać po rozmodlonym misjonarzu. Za to na pewno był to dobry interes. Ksiądz wybudował sobie rezydencję, sieroty miały barak i miskę ryżu dziennie. Los, jaki Dariusz Godawa zgotował afrykańskim dzieciakom, opisuje teraz „Gazeta Wyborcza”. A dominikanin Tomasz Dostatni komentuje: „Smutny to tekst, jestem zażenowany… i zastanawiam się, czy to tylko i aż skandal, czy coś u nas dominikanów nie działa w Polsce… smutno mi. Mogę w swoim imieniu powiedzieć przepraszam…”.
Czytaj też: Przemoc u wrocławskich dominikanów
Ile jeszcze śledztw i świadectw
No tak, ale czy te reakcje: „coś nie działa”, „smutno nam”, „przepraszamy”, robią jeszcze na kimkolwiek wrażenie? Kiedy nastąpią działania, żeby wreszcie coś zaczęło działać, tak jakby tego oczekiwali księża i świeccy traktujący swoją wiarę i swoje zawodowe zadania z powagą i pokorą? Brak wyraźnych zmian na lepsze w Kościele instytucjonalnym w Polsce jest wielkim rozczarowaniem dla wierzących i szerszej opinii publicznej.
Ile jeszcze trzeba reportaży telewizyjnych, prasowych materiałów śledczych ujawniających zło w Kościele, watykańskich dochodzeń przeciwko biskupom chroniącym samych siebie i księży krzywdzicieli przed odpowiedzialnością, wywiadów z nielicznymi sprawiedliwymi duchownymi czy zakonnicami, aby „coś pękło, coś się skończyło”?