Od początku istnienia matury zewnętrznej, organizowanej przez Centralną Komisję Egzaminacyjną, czyli od roku 2005, poprzeczka zdawalności ustawiona jest na poziomie 80 proc. Co piąta osoba może matury nie zdać. Taka jest polityka oświatowa państwa. Cztery piąte młodzieży musi mieć prawo podjęcia studiów natychmiast po ukończeniu szkoły średniej. To jest cel narodowy.
Testy egzaminacyjne są tak tworzone, aby osiągnąć 80-procentowy poziom zdawalności. W tłustych latach, gdy jakość nauczania jest wysoka, wymagania egzaminacyjne mogą być większe. Natomiast w latach chudych, gdy przyswajanie wiedzy i umiejętności spada, wymagania muszą być odpowiednio mniejsze. Czuwa nad tym mnóstwo ekspertów CKE, badają oni i porównują wyniki próbnych i właściwych egzaminów, standaryzują zadania maturalne, a wszystko po to, aby nie było niespodzianki, że jakiś rocznik zda znacznie gorzej od poprzedniego. Byłaby to narodowa katastrofa.
Czytaj też: Matura. Gdy młodzież skacze z radości, wyniki są słabe
Matura zdana być musi
Uczniowie mogą się uczyć, jak chcą: lepiej lub gorzej, a poziom zdawalności musi być podobny. Ponieważ nie było jeszcze w XXI w. roku tłustego w oświacie, wymagania maturalne są stale zmniejszane. Wprawdzie nigdy jednorazowo o więcej niż 3–5 proc., jednak w tym roku ze względu na trudności związane ze zdalnym nauczaniem zdecydowano się zmniejszyć wymagania egzaminacyjne aż o 20–30 proc.