JĘDRZEJ DUDKIEWICZ: Odkąd zaczęły się eksperymenty z edukacją zdalną, systematycznie badasz opinie rodziców na jej temat. Jakie są teraz nastroje?
GRZEGORZ CAŁEK: Zmieniają się razem z podejściem do edukacji zdalnej. Ciekawym wyznacznikiem tych emocji może być liczba uczestników moich badań. Gdy badałem rodziców w kwietniu, miałem 8250 odpowiedzi, czyli dużo. W ostatnie dni wakacji – niespełna 2,9 tys. A kilkanaście dni temu – ponad 4 tys.
Skąd te różnice?
Wiosną wszyscy byliśmy zaskoczeni, niewiele wiedzieliśmy o pandemii, baliśmy się o siebie i bliskich, dlatego mimo liczby zakażeń na poziomie kilkudziesięciu czy kilkuset przypadków dziennie daliśmy się zamknąć w domach i rozumieliśmy, że konieczna jest zdalna edukacja. Jednocześnie żyliśmy w błogim przekonaniu, że to na chwilę, a za jakiś czas, liczony bardziej w tygodniach niż miesiącach, wszystko wróci do normalności. Także edukacja. Najpierw placówki zawieszono na prawie dwa tygodnie – nikt, z MEN na czele, nie wiedział, jak szkoły mają funkcjonować. Kiedy 25 marca wdrożono zdalne nauczanie, to też tylko do 10 kwietnia. I potem czterokrotnie przedłużano tę decyzję. Była nadzieja, że za chwilę wszystko się skończy.
Druga koronaedukacja inna niż pierwsza
A potem?
Potem był etap luzowania obostrzeń związany ze spadkiem zakażeń. Mogliśmy wyjechać na wakacje, nieco odreagować. Gdy pytałem rodziców pod koniec sierpnia, jak sobie wyobrażają naukę od nowego roku szkolnego, dwie trzecie było przekonanych, że mimo pandemii powinna się odbywać stacjonarnie.