Jeśli zdalne nauczanie idzie dziś lepiej niż wiosną, to wyłącznie dzięki temu, że zadanie, którego nie wykonał rząd, wykonali dyrektorzy, właściciele platform do e-learningu, samorządowcy i nauczyciele. Taki wniosek płynie z przeglądu sytuacji w placówkach, które po dwóch miesiącach od rozpoczęcia roku szkolnego w całości przeszły na pracę zdalną (zgodnie z przewidywaniami od dawna formułowanymi m.in. przez „Politykę”).
Hojny rząd: 108 zł na ucznia
Zaangażowanie władz państwowych ograniczyło się do przekazania samorządom 500 mln zł na sprzęt dla szkół lub uczniów, w ostatnich dniach dołożono do tego 300 mln zł jako tzw. 500 plus dla nauczycieli. Komputerów i laptopów przybyło, ale w większości przypadków po kilka, kilkanaście sztuk na placówkę.
Rachunek jest prosty: przy 4,6 mln uczniów rządowe zasilenie to po 108 zł na głowę. Co oznacza, że udało się połatać jedynie najbardziej ziejące dziury. – W naszej podstawówce na wypożyczenie sprzętu kupionego ze środków publicznych mogły liczyć rodziny w najgorszej sytuacji finansowej, te najliczniejsze – opowiada Barbara, mama trzecioklasisty oraz ucznia II klasy technikum na Śląsku. W rodzinie jest jeden komputer, z którego korzysta przy nauce starszy syn, i drugi, z którego korzysta Barbara w prowadzonym przy domu sklepie. Trzecioklasista Bartek ma teraz o tyle inaczej niż wiosną, gdy wychowawczyni wysyłała mu mailem – tak jak reszcie klasy – listę zadań do przerobienia, że zgodnie z planem odbywają się lekcje online.