Miasteczko Jedwabne na Podlasiu 80. rocznicy mordu na swoich żydowskich mieszkańcach, jak zwykle, nie obchodziło. Żadnego plakatu okolicznościowego, żadnej informacji o uroczystościach, żadnej tabliczki wskazującej drogę do pomnika ofiar. Tak jakby wszystko, co tu się wydarzyło 10 lipca 1941 r., zostało wymazane nie tylko z pamięci, ale też z historii Jedwabnego.
W tym roku obchody trwały dwa dni. Z powodów religijnych rabin Michael Schudrich i wierzący Żydzi nie mogli modlić się w sobotę 10 lipca. Przyjechali dzień później. W sobotę dotarł ks. Wojciech Lemański (jest w tym miejscu co roku) i nieliczna grupa wspierających go osób. Ksiądz modlił się przed pomnikiem, a wokół trwała parada narodowej dumy.
Czytaj też: Kto jest winny zbrodni w Jedwabnem?
Festiwal pogardy nad grobami ofiar
Od pewnego czasu rocznica zbrodni w Jedwabnem ściąga różnej maści ekstremistów jak muchy do miodu. W tym roku zjawili się wyjątkowo tłumnie i na pewno nie po to, by pochylić głowy nad grobami ofiar. Przeciwnie – aby ogłosić światu, że nie wierzą w zbrodnię, że nie było Holokaustu, że to Żydzi sami siebie mordowali, a jeżeli już kogoś spalono w jedwabieńskiej stodole, to uczynili to Niemcy, bez udziału Polaków.
Książka Grossa, publikacje naukowe historyków, ustalenia pionu prokuratorskiego IPN – to, według nich, wszystko jedno wielkie kłamstwo.