Katarzyna Zillmann po zwycięstwie w Tokio pozdrowiła w państwowej telewizji swoją dziewczynę. Te słowa, wtrącone pod koniec rozmowy z TVP, nie są w istocie niczym szczególnym. Wielu spośród tysięcy sportowców obecnych w Japonii identyfikuje się jako członkowie społeczności LGBTQA. Zanim Polki ucieszyły się z medalu, łzy napłynęły do oczu kibicom z Wielkiej Brytanii, kiedy skoczek Tom Daley zdobył swoje pierwsze olimpijskie złoto po czterech występach w igrzyskach. W domu z tego zwycięstwa cieszyli się jego mąż i syn. A to tylko jeden z licznych przykładów – w wiosce olimpijskiej jest ponad 170 wyoutowanych sportowców i na podium staje teraz wielu z nich.
Wspominanie o swoich bliskich, dziękowanie im za wsparcie – to oczywisty element wszystkich olimpijskich występów. Zwłaszcza w tym roku, gdy rodziny zawodników musiały zostać w domach i nie mogą kibicować im z trybun. Nie ma w tym ani elementu prowokacji, ani publicznego coming outu. To naturalny odruch, podobny do tego, który towarzyszy sportowcom unoszącym ręce po przekroczeniu mety. A jednak wywołał olbrzymie emocje i pojawiły się w Polsce oskarżenia, że wioślarka miesza politykę i sport.
Czytaj też: Coming out to wielki ciężar, który spada z pleców
Wioślarka Zillmann i żeglarka Klepacka
Te reakcje doskonale pokazują, jak bardzo w ostatnich latach kwestie orientacji i tożsamości powiązano z polityką czy ideologią. Dla wielu widzów czy internetowych komentatorów pozdrowienia dla życiowej partnerki to polityczna deklaracja, wręcz prowokacja.