Problem jest i narasta. Zmieniono program nauczania historii w szkołach (zmarginalizowana rola Lecha Wałęsy, gloryfikacja tzw. żołnierzy wyklętych i Kościoła katolickiego) i listy lektur szkolnych. W użyciu jest nowy język, gdzie patriotyzm oznacza wiarę (oczywiście katolicką) i myśl konserwatywną o barwie endeckiej. Dba się o pamięć o bohaterach narodowo-katolickich. Dlatego powołano Fundusz Patriotyczny (FP), który ma stać na straży „dorobku polskiej myśli społeczno-politycznej, ze szczególnym uwzględnieniem myśli narodowej, katolicko-społecznej i konserwatywnej”.
Na stronie FP można przeczytać, że środowiska patriotyczne od 1989 r. czekały na wsparcie ze strony państwa. I doczekały się, bo „chcemy nadrobić stracony czas i dać szansę grupom pasjonatów, patriotów-społeczników na skuteczną i nieskrępowaną oddolną aktywność”.
W ten sposób swojej szansy doczekał Robert Bąkiewicz, radykalny działacz ruchów nacjonalistycznych, głosiciel homofobii, ksenofobii i nienawiści. To on został największym beneficjentem FP. To jednostka zadaniowa utworzona pospołu przez premiera Mateusza Morawieckiego i wicepremiera do spraw kultury, dziedzictwa narodowego i sportu Piotra Glińskiego. Zwodowali tę jednostkę i wyposażyli w 30 mln zł. FP podlega Instytutowi Dziedzictwa (a jakże!) Myśli Narodowej im. Romana Dmowskiego i Ignacego Jana Paderewskiego. Na czele Instytutu stoi prof. Jan Żaryn, ustanowiony tam przez ministra Glińskiego.
Projekt finansowania patriotów nazwano „Wolność po polsku”. W regulaminie opisano cele FP: promowanie postaw patriotycznych, rozwijanie podstaw naukowych, wspieranie, inspirowanie, tworzenie, a wszystko ze szczególnym uwzględnieniem polskiej myśli społeczno-politycznej.
Konkurs dla starających się o wsparcie podzielono na dwa segmenty nazwane priorytetami.