Białe Miasteczko 2.0 stanęło przy Al. Ujazdowskich w sobotę, tuż po przemarszu medyków przez stolicę. Nie jest wielkie, ot dwa pawilony, kilkanaście namiotów i skromna scena. Od strony placu Na Rozdrożu jego administracyjne granice wyznaczają łopoczące flagi Porozumienia Rezydentów, Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy i OZZ Pielęgniarek i Położnych. Tuż przed ogrodami kancelarii premiera przechodniów żegna wymowny postulat: „Zabrać politykom – dać medykom!”, przyozdobiony czerwoną błyskawicą. Na miejscu można zmierzyć sobie ciśnienie, przećwiczyć resuscytację krążeniowo-oddechową i zrozumieć, o co właściwie chodzi pracownikom ochrony zdrowia.
Nie trzeba nawet pytać, wystarczy spojrzeć na transparenty: „Zapraszamy na oddziały, bo niedługo zamykamy”, „W Polsce na 10 tys. mieszkańców przypada 24 lekarzy”. Najczęściej wskazują jednak winnych w sporze z rządem: „Polaku, przez ich działania nie będzie miał Cię kto leczyć w Twoim szpitalu i przychodni” – głoszą. „Ich”, czyli – dowiadujemy się z towarzyszącej grafiki – ministra Niedzielskiego, zza którego wyłaniają się premier Morawiecki i stojący za nimi Jarosław Kaczyński.
Fizjoterapia staje się w Polsce fikcją
Do myślenia dają także otaczające namiot Krajowej Izby Fizjoterapeutów szkielety na wózkach. „Kostki” – jak pieszczotliwie nazywają instalację sami zainteresowani – nie doczekały się rehabilitacji po wypadku, operacji, udarze i zawale. Czemu nie doczekały?