Najpierw był list Danuty Kuroń, obrończyni praw mniejszości, do zarządu PCK z żądaniem udzielenia pomocy uchodźcom uwięzionym na pasie granicznym z Białorusią.
Potem rozmowa Janiny Ochojskiej, eurodeputowanej i szefowej Polskiej Akcji Humanitarnej, z prezesem PCK Stanisławem Kracikiem.
Nic nie wskórały. Usłyszały, że PCK nic nie może, bo działa w granicach prawa.
25 września odbył się zjazd sprawozdawczo-wyborczy PCK. Wybrano nowy zarząd. Prezes Kracik przestał być prezesem. Jego miejsce zajął Jerzy Bisek. Nowe władze zamierzały energicznie działać, no ale zaczął się weekend.
A w poniedziałek w warszawskiej siedzibie PCK pojawili się aktywiści i ogłosili, że zawiązał się komitet strajkowy. Wjechali na piąte piętro, zajęli małą salę konferencyjną przy biurze zarządu i rozpoczęli 48-godzinną okupację. Byli wśród nich m.in. naukowiec, ekonomista, urzędnik, urzędniczka, artystka, programistka, tłumaczka, pisarz, radca prawny, informatyk. Żadni szaleńcy, po prostu ludzie wstrząśnięci dramatami na granicy, śmiercią nieszczęsnych uciekinierów, losem dzieci i ich matek.
Czytaj też: W lesie na granicy
PCK. Solidarni po kryjomu
Zażądali natychmiastowej realizacji przez PCK pomocy humanitarnej we wschodnim pasie przygranicznym, natychmiastowego zaangażowania PCK w odnajdywanie i identyfikację uchodźczyń i uchodźców zaginionych w Polsce oraz rozliczenie współodpowiedzialności kierownictwa PCK za dotychczasowe zaniechania na granicy polsko-białoruskiej. Określili, że warunkiem podjęcia negocjacji z zarządem będzie obecność misji PCK w