Jak ustaliła „Polityka”, w latach 2015–21 status „działacza opozycji antykomunistycznej i osoby represjonowanej z powodów politycznych” otrzymało 15 170 osób. To już więcej, niż działało przed końcem PRL, bo niektórzy dorabiają sobie podziemną „legendę”. – Diabli mnie biorą, gdy ludzie, którzy nie walczyli z komuną, nie nadstawiali karku i nie ucierpieli, dziś zabiegają o status działacza i wymierne korzyści – komentuje Andrzej Milczanowski, jeden z liderów „Solidarności” w Szczecinie, a w wolnej Polsce szef Urzędu Ochrony Państwa i MSW.
Uzurpator niczym nie ryzykuje
Ustawa z 2015 r. określa, że działacz opozycji antykomunistycznej to ktoś, kto od 1 stycznia 1956 r. do 4 czerwca 1989 łącznie przez co najmniej rok (nie wlicza się tzw. karnawału „Solidarności” między podpisaniem porozumień sierpniowych a stanem wojennym) prowadził „w ramach struktur zorganizowanych lub we współpracy z nimi, zagrożoną odpowiedzialnością karną, działalność na rzecz odzyskania przez Polskę niepodległości i suwerenności lub respektowania politycznych praw człowieka w Polsce”. O nadaniu statusu opozycjonisty decyduje szef Urzędu do Spraw Kombatantów i Osób Represjonowanych. Wnioskodawca musi załączyć zaświadczenie z IPN, że nie współpracował z bezpieką, oraz dowody działalności opozycyjnej: dokumenty urzędów i archiwów, publikacje, oświadczenia świadków itp. W razie wątpliwości urząd zwraca się o opinię do rady konsultacyjnej ds. działaczy opozycji antykomunistycznej i osób represjonowanych.
Takie rady działają przy każdym wojewodzie.