Miasteczko studenckie Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie: 20 domów studenckich, klub taneczny i bilardowy, boiska sportowe, basen, kręgielnia, sklepy i lokale gastronomiczne. To największe osiedle domów studenckich w Polsce, mieszka tu ponad 7 tys. studentów i studentek, głównie z AGH. Jedną z nich jest Ania, przyszła inżynier technologii chemicznej, obecnie pracująca w barze z zapiekankami na parterze jednego z domów. Gdy się tu wprowadziła trzy lata temu, miasteczko tętniło życiem przez całą dobę. W dzień i w nocy studenci bawili się między betonowymi budynkami, były śpiewy, tańce, grille. Wieczorami niektórzy przenosili się do klubu albo częściej do pokojów, bo taniej. Tak czy inaczej, było życie w mieście.
Czytaj też: Rozpoczął się rok akademicki, a fala pandemii wzbiera
Puste miasteczko, ochroniarze pilnują
– Wszystko skończyło się w marcu ubiegłego roku – przyznaje ze smutkiem Ania. – Przez pandemię wiele osób zaczęło się wyprowadzać, z dnia na dzień osiedle opustoszało. Nie dlatego, że nam kazano, mieliśmy prawo zostać, ale zwyczajnie nie było po co, bo zajęcia i tak odbywały się zdalnie. Dla kierunków technicznych, jak mój, przez pół roku niemal w ogóle nie było co robić, bo nawet laboratoria odbywały się zdalnie, a to w zasadzie tak, jakby w ogóle się nie odbywały.
Gdy przywrócono zajęcia na uczelni, studenci wrócili do miasteczka. Ale dawne życie nie wróciło. Nie ma już np. całonocnych imprez pod chmurką, bo obowiązują tzw. godziny nocne: od północy do rana. – Najpierw z głośników leci komunikat z przypomnieniem, że nie wolno się już gromadzić, później pojawiają się ochroniarze, którzy to egzekwują – opowiada studentka.