Na lekcji polskiego chciałem powiedzieć „Konrad”, ale powiedziałem „Kordian”. Nie przejęzyczyłem się, tylko pomyliłem. Trochę trwało, zanim się zorientowałem, że popełniłem błąd. Uczniowie patrzyli na mnie ze zdziwieniem. Polonista, a nie wie, że w „Dziadach” nie ma Kordiana? Usprawiedliwiłem się tym, że w nocy spałem pięć i pół godziny. „A ja cztery i pół” – mówi chłopak z pierwszej ławki. „Ja pięć” – mówi jego sąsiad. „Cztery i pół”. „Pięć i pół”. „Cztery”. „Sześć”. „Od miesiąca nie śpię dłużej niż pięć godzin”. No dobrze – przerywam uczniom – skoro spaliście tak krótko, rozumiecie, dlaczego się pomyliłem. Nie bądźcie tacy surowi.
Dyrektor zwołuje nadzwyczajne zebranie rady pedagogicznej: uczniowie skarżą się, że nie pozwalamy im poprawiać sprawdzianów. Robimy ich za dużo, a jak wyjdą źle, nie dajemy dzieciakom drugiej szansy. „To dlatego – ktoś mówi – że nie dalibyśmy rady wszystkiego sprawdzić. Uczniowie chcą poprawiać każdą ocenę. Nie wyrabiamy się z robotą”. Dochodzimy do wniosku, że najwyższy czas przejść na naukę zdalną. Nadrobimy zaległości, wyśpimy się i wrócimy w lepszych nastrojach. Panie dyrektorze!
Niech dyrektor załatwi zdalne dla szkoły
Dyrektor mówi, że nie on decyduje. Za mało ma chorych na covid.