Ustawa o dostępie do informacji publicznej służy przede wszystkim obywatelom – dziennikarze mogą się powoływać na prawo prasowe. Przez ponad 20 lat istnienia ustawy obywatele nauczyli się jej używać do kontrolowania władzy – przede wszystkim lokalnej. Dlatego ponad sto organizacji zaapelowało – bezskutecznie – do I Prezes SN o wycofanie wniosku z Trybunału.
Ustawy przed Trybunałem broni jedynie Rzecznik Praw Obywatelskich. Nie zgadza się z argumentacją, że użyte w ustawie sformułowania są niedookreślone. Zwraca uwagę, że przez 20 lat obrosły orzecznictwem sądów, a także Trybunału Konstytucyjnego, które je doprecyzowały: „Analiza uzasadnienia wniosku Pierwszej Prezes Sądu Najwyższego prowadzi do konkluzji, że intencją wnioskodawczyni jest w istocie zakwestionowanie dotychczasowego dorobku orzeczniczego sądów administracyjnych dotyczącego stosowania ustawy o dostępie do informacji publicznej i przeprowadzenie de facto fundamentalnej zmiany tej ustawy, a nie dokonanie hierarchicznej kontroli norm”.
Skład sędziowski jest doborowy
Skład, jaki ma sądzić ustawę, która od 20 lat zapewnia obywatelom realizację ich konstytucyjnego prawa do informacji o działaniach władzy publicznej (art. 61 konstytucji), jest doborowy: sprawozdawczynią jest Krystyna Pawłowicz, w składzie także jej partyjny (niegdyś) kolega Stanisław Piotrowicz, a do tego: Wojciech Sych – przewodniczący, Bartłomiej Sochański i Michał Warciński. A więc ani jednego dublera, co może świadczyć o tym, że wyrok ma być niekwestionowalny. I trudno się dziwić, bo ta władza nie lubi udzielać informacji o swoich działaniach jak żadna inna.