Ostatnie dni dla odpowiedzialnych rodziców – a takich jest większość – były bardzo trudne. Masowo zawiadamiali wychowawców, że dziecko jest chore na covid, a wychowawcy nic. Tak się przynajmniej rodzicom wydawało. A my jeden przez drugiego mówiliśmy dyrektorowi, że mnóstwo dzieci choruje, więc jeśli nie skieruje całej szkoły na zdalne nauczanie, wszyscy zachorujemy. A dyrektor nic.
Jednak zdalnie. Decyzja na ostatnią chwilę
Tak sądziliśmy. Najwidoczniej nic szef nie robi, skoro wciąż przychodzimy do szkoły. Dyrektor jednak wysyłał prośby do wszystkich instytucji: sanepidu, organu prowadzącego i przede wszystkim kuratora, prosząc o zgodę na wprowadzenie nauki zdalnej dla całej placówki. A ci nic. Tak to ocenialiśmy. Nic nie robią ci bezmyślni urzędnicy. Prawdopodobnie kuratorzy prosili ministra, aby nie zwlekał, bo w szkołach robi się naprawdę groźnie. Za chwilę będzie już za późno. No i Czarnek doprawdy na ostatnią chwilę zarządził, że starsi uczniowie podstawówek (klasy 5–8) oraz wszyscy ze szkół ponadpodstawowych przechodzą od czwartku do 27 lutego na naukę zdalną. Wszyscy odetchnęliśmy z ulgą.
Rodzice nie muszą już myśleć, jak przekonać wychowawców, aby w tak trudnym okresie byli za nauką zdalną. Nie muszą już przekonywać też dyrektorów. W końcu pedagodzy poszli po rozum do głowy i pozwolili dzieciom uczyć się bez wychodzenia z domu. Tak to oceniają rodzice.
Prawdę mówiąc, pedagodzy zawsze mieli ten rozum w głowie. Troska o dobro dzieci to elementarz w naszym zawodzie. Bezmyślny był jedynie minister edukacji i nauki.