Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Społeczeństwo

To bardziej skomplikowane. Poliamoryści chcą więcej praw na Facebooku

Po co krzyczeć o poliamorii akurat na Facebooku? Po co krzyczeć o poliamorii akurat na Facebooku? Mirosław Gryń / Polityka
Amerykańscy poliamoryści nie zgadzają się na zawężanie ich związków do miana „otwartych” i chcą od Facebooka dodatkowej opcji wśród statusów relacji. Dlaczego to takie ważne?

Użytkownicy Facebooka mogą poinformować o statusie swojego związku na jedenaście sposobów, ale otagować tylko jednego romantycznego partnera. A właściwie dlaczego?

Przecież nie wszyscy korzystający ze strony są monogamiczni, więc jeśli chcą, powinni mieć możliwość wskazania dowolnej liczby partnerów, z którymi się spotykają – uważają członkowie organizacji OPEN (Organization for Polyamory and Ethical Non-Monogamy). Jak to możliwe, że platforma stworzona po to, by łączyć ludzi, odmawia uznania więzi łączących praktykujących poliamorię? To sprzeczne z ideą założycielską Facebooka – mniej więcej tej treści zarzuty aktywiści z OPEN przekazali w połowie czerwca Tomowi Alisonowi, szefowi Facebooka (dodając na CC Marka Zuckerberga).

Relacje romantyczne. To skomplikowane

OPEN domaga się od Mety większej inkluzywności dla związków nienormatywnych. Jej zdaniem aktualna lista facebookowych statusów pomija osoby będące w tzw. etycznych związkach niemonogamicznych, tym samym stygmatyzuje i utrwala fałszywy obraz takich relacji. Założyciel organizacji Brett Chamberlin w liście otwartym postuluje wprowadzenie możliwości oznaczenia więcej niż jednego romantycznego partnera dokładnie tak samo, jak można to zrobić w przypadku członków rodziny. – Aż dziwne, że w ogóle jest pod tym względem jakieś ograniczenie – komentuje dr Katarzyna Grunt-Mejer, kierowniczka studiów podyplomowych z seksuologii na Uniwersytecie SWPS w Poznaniu, która bada m.in. konsensualne związki niemonogamiczne. Nie uważa, by był to efekt konserwatyzmu kierownictwa Mety. Raczej przeoczenia i/lub braku wiedzy na temat złożoności relacji, w jakich ludzie mogą funkcjonować.

Poproszony przez „New York Timesa” o komentarz rzecznik Mety zapewnił, że firma przygląda się sprawie, i zaznaczył, że użytkownicy platformy mają przecież możliwość dodania informacji o życiu „w związku otwartym” (taka opcja jest dostępna od 2015 r.). Nasze związki są nieco bardziej skomplikowane – odpowiadają ironicznie założyciele OPEN na łamach nowojorskiego dziennika. To, że masz więcej niż jednego partnera, nie musi wcale oznaczać, że jesteś w otwartym związku! (A przy okazji – czy to logiczne, że status „w związku otwartym” również pozwala oznaczyć tylko jednego partnera?). Nawet jeśli szefostwo Facebooka myślało, że z tematu niestandardowych relacji wywinie się statusem „to skomplikowane”, poliamorystów i tak to nie satysfakcjonuje. „Chcemy być traktowani poważnie” – oburzają się.

Poliamoria to przecież nie poligamia

OPEN powstała po to, by uświadamiać w kwestii poliamorii. Po pierwsze: że to nie to samo co promiskuityzm. Nie chodzi o przypadkowe kontakty seksualne pozbawione więzi uczuciowych, a o tworzenie głębokich relacji miłosnych z kilkorgiem partnerów w tym samym czasie. Tymczasem stygmatyzuje się poliamorycznych partnerów jako niewiernych, rozpustnych, romansujących na lewo i prawo. Po drugie: poliamoria to nie poligamia. Poligamiści (w dużej mierze pochodzący z muzułmańskich krajów Afryki Północnej i Bliskiego Wschodu) tworzą odrębne związki z każdą z żon, podczas gdy w poliamorii powstaje jeden wspólny.

Po co krzyczeć o poliamorii akurat na Facebooku? Ano po to, by z pomocą internetowego giganta, z którego usług korzysta ponad 3 mld ludzi, przełamać tabu, jakim na Zachodzie są okryte związki inne niż monogamiczne – wyjaśnia Chamberlin w internetowym magazynie „Xtra”. – Dla wielu osób status związku na Facebooku nic nie znaczy, nie ujawniają go, bo nie czują takiej potrzeby. Jednak rozumiem, co autorzy petycji chcą w ten sposób osiągnąć: dla części osób społeczne uznanie równorzędności lub po prostu ważności kilku partnerów nie jest możliwe, jeśli system wymusza wybór tylko jednego – mówi dr Katarzyna Grunt-Mejer.

Badania prowadzone w USA mówią o ok. 4–5 proc. Amerykanów żyjących w związkach poliamorycznych, co daje kilkanaście milionów potencjalnych zainteresowanych petycją OPEN. I to w ich imieniu organizacja chce przekonać Metę do, w gruncie rzeczy, banalnej zmiany.

A ilu Polaków żyje w takich relacjach? – Tego nie wiadomo, wiarygodnych statystyk brakuje, choć do ich stworzenia wystarczyłoby odpowiednio zadane pytanie w niedawnym spisie powszechnym – mówi dr Katarzyna Grunt-Mejer. Uniwersytet SWPS to jak na razie jedyna uczelnia w Polsce, gdzie przyszli seksuolodzy mają w programie studiów zajęcia z afirmatywnej terapii osób w konsensualnie niemonogamicznych związkach. Badaczka przyznaje, że przyjmuje coraz więcej pacjentów, trafiających do niej nieprzypadkowo jako do specjalistki od niemonogamii. – Osoby w związkach wielopartnerskich rzadko tak naprawdę zgłaszają się z wyzwaniami związanymi z samą formułą relacji, a znacznie częściej z problemami mogącymi dotknąć każdy typ związku. Obawiają się jednak, że psycholog uprzedzony do niemonogamii może właśnie jej przypisać źródło problemu.

43 proc. milenialsów za niemonogamią

„Kultura i społeczeństwo są w stanie w dłuższej perspektywie stworzyć przestrzeń dla akceptacji związków różnej natury, niezależnie od tego, jaki typ relacji wybierzemy” – mówił w „NYT” Brett Chamberlin i jako przykład podał walkę o prawa społeczności LGBTQ. Jego zdaniem konsensualna niemonogamia będzie kolejnym rozdziałem tej samej historii. Od uznania związków jednopłciowych do akceptacji również tych poliamorycznych wbrew pozorom droga może być niedaleka. Pokazuje to przykład z Kolumbii, gdzie w 2017 r. zalegalizowano związek trzech mężczyzn (zaledwie rok wcześniej Sąd Najwyższy zezwolił tu na zawieranie małżeństw jednopłciowych). Również w tym samym roku w Kalifornii sąd przyznał prawo do opieki nad dziećmi trzem homoseksualnym partnerom. W latach 2020–21 dwa miasta w stanie Massachusetts – Cambridge i Somerville – oficjalnie uznały prawa osób poliamorycznych do tworzenia związków partnerskich.

Dla dr Katarzyny Grunt-Mejer jest jasne, że ludzie żyjący w relacjach niemonogamicznych powinni mieć prawo do swobodnej ekspresji, zgodnie z założeniem, że każdy powinien żyć tak, jak tego pragnie. Zwłaszcza że przybywa osób, którym takie rozwiązanie wydaje się naturalne. W sondażu YouGov ze stycznia 2020 r., na który powołuje się „NYT”, ponad 1300 Amerykanów poproszono o zdefiniowanie idealnego związku. Ankietowani mieli do wyboru sześć opcji: od całkowicie monogamicznego po zupełnie otwarty. Co się okazało? Im młodsi respondenci, tym zdecydowanie mniej zainteresowani monogamią. Niemonogamiczną relację za idealną uznało odpowiednio 43 proc. milenialsów (czyli osób urodzonych po 1980 r.), 30 proc. przedstawicieli tzw. generacji X (roczniki 1965–79) i 25 proc. osób z powojennego wyżu demograficznego (1946–64), czyli baby boomers.

Związki i pandemia covid-19

Pandemia przyspieszyła zmiany obyczajowe – przyznają eksperci cytowani przez amerykański „Vogue” w obszernym artykule pt. „Is Monogamy Over? Inside Love’s Sharing Economy”. Feeld – istniejąca od 2014 r. aplikacja dla osób w związkach otwartych – w ostatnich dwóch latach przeżywa boom, przyznaje jej prezeska Ana Kirova. I podaje statystyki: liczba aktywnych użytkowników na całym świecie od stycznia 2020 r. podwoiła się, zaś między styczniem a wrześniem 2021 w samych Stanach Zjednoczonych zaczęło z niej korzystać o 41 proc. więcej ludzi.

Jak to wygląda na naszym podwórku? Dr Katarzyna Grunt-Mejer przyznaje, że przybywa par zainteresowanych odejściem od monogamii. Jeśli chodzi o korelację związaną z wiekiem, większość ludzi w związkach poliamorycznych, którzy przychodzą do niej na terapię, to osoby 40 plus. Ci młodsi być może po prostu nie mają w tego typu relacjach problemów, które skłaniałyby do wizyty u terapeuty?

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Wstrząsająca opowieść Polki, która przeszła aborcyjne piekło. „Nie wiedziałam, czy umieram, czy tak ma być”

Trzy tygodnie temu w warszawskim szpitalu MSWiA miała aborcję. I w szpitalu, i jeszcze zanim do niego trafiła, przeszła piekło. Opowiada o tym „Polityce”. „Piszę list do Tuska i Hołowni. Chcę, by poznali moją historię ze szczegółami”.

Anna J. Dudek
24.03.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną