W Gdańsku wstrzymane przyjęcia. W Warszawie, Olsztynie, Krakowie, właściwie wszędzie, przyjmują tylko w stanach zagrożenia życia. W Gnieźnie oddział do likwidacji od lipca, bo od miesięcy nie można znaleźć lekarza specjalisty i nie ma kierownika oddziału. W Białymstoku powstał nowy budynek, ale z powodu braku personelu otwarcie oddziału psychiatrii dziecięcej przesunięto z lipca na grudzień. W Poznaniu wszyscy lekarze złożyli wypowiedzenia.
Stan oblężenia
Z takim naporem pacjentów psychiatrzy dziecięcy jeszcze nie mieli do czynienia. Według statystyk policyjnych liczba prób samobójczych wśród dzieci i nastolatków wzrosła o 77 proc. w porównaniu z 2020 i 2021 r. To samobójstwa są drugą najczęstszą przyczyną zgonu nastolatków.
W Poznaniu, na oddziale psychiatrii dzieci i młodzieży Szpitala Klinicznego im. Karola Jonschera, każdy metr kwadratowy podłogi założony jest materacowymi dostawkami. Lekarze tam pracujący uznali, że nie zdołają już zagwarantować pacjentom bezpieczeństwa, nie mówiąc o standardach leczenia. I wszyscy – 23 osoby – złożyli wypowiedzenia.
– To była dla mnie bardzo trudna decyzja – mówi prof. dr hab. n. med. Agnieszka Słopień, kierująca kliniką i oddziałem poznańskiego szpitala akademickiego. – Pracuję tutaj od 24 lat. Ale nie możemy dłużej działać w takich warunkach i po prostu potrzebujemy pomocy. Ostatnio proponowano nam, żebyśmy kładli dzieci w jadalni i w lekarskiej dyżurce. Czemu to ma służyć? Na pewno nie terapii.
Przepełnienie w poznańskiej klinice jest od dawna, jeszcze przed pandemią był problem, z krótką przerwą na pierwszy lockdown. Potem już było tylko gorzej, mimo otwarcia drugiego oddziału, młodzieżowego, na 20 miejsc. Teraz oba mają więcej pacjentów niż miejsc.