Dziewczyna przez pomyłkę przyjęła księdza do grona internetowych znajomych. Wyjaśniła, że to nieporozumienie, bo miała na myśli kogoś innego o tym samym nazwisku. Nieproszony znajomy mimo to wysyłał jej niechciane teksty i filmiki – obleśne, wulgarne. Tacy niechciani uwodziciele i zalotnicy, wdzierający się w czyjeś życie, to przestępcy. Na nękanie tego rodzaju są paragrafy w kodeksie karnym. Sprawą powinien się zająć wymiar sprawiedliwości. W każdym przypadku takie zachowanie jest kompromitacją „zalotnika”.
W tym przypadku uderza ono także w instytucję, która go zatrudnia. Tą instytucją był Kościół białostocki, w którym ks. Andrzej Dębski zrobił karierę. Był nie tylko rzecznikiem kurii, pełnił też inne funkcje, m.in. prefekta białostockiego seminarium kształcącego przyszłych księży. Sprawę opisała „Gazeta Wyborcza”.
Czytaj też: „W Kościele nic się nie zmienia”. Ofiara duchownego wycofała pozew
Kościół, TVP i odpowiedzialność
Ks. Dębski współpracował z programami dla dzieci produkowanymi w TVP. Swoje niechciane, nękające, seksualne „zaloty” prowadził ponoć ukradkiem m.in. w przerwach podczas tych programów. I oto człowiek Kościoła, orędownika moralności publicznej, pełni te wszystkie funkcje, a zarazem nęka młodą kobietę.