W czasie wystąpienia w Gnieźnie Jarosław Kaczyński, rządzący z tylnego siedzenia całym krajem, wygłosił przemowę, w której wskazał nowego wroga – smartfona, który mąci w głowach młodzieży.
Memetyka pozwala zadawać ważne pytania – nie tylko jak brzmi komunikat, ale dlaczego powstał i którędy się rozprzestrzenia. Mam wrażenie, że na obecnym etapie Kaczyński dokonuje nalotu dywanowego – rzuca hasłami i patrzy, które trafią. Raz obrazi osoby transpłciowe, innym razem zaatakuje młodzież szwendającą się po zmroku po warszawskich imprezowniach. Za tydzień wymyśli nowe hasło i znowu admini facebookowych stron z memami będą mieli pełne ręce roboty.
Przypomnę, że polityczną walkę na memy Kaczyński ma opanowaną do perfekcji. Na bok odłożę rozważania, czy to skutek jego politycznego geniuszu, intuicji, czy szczęścia, fakty są takie, że nie dość, że ma własną, doskonale działającą maszynę propagandową, to jeszcze korzysta z maszyn przeciwników. Konstruuje przekaz, który opozycja sama powtarza, jego wypowiedzi są pełne mocnych sformułowań, niczym filmy „Psy”, „Miś” i „Seksmisja”. Cała Polska mówi Kaczyńskim. „Gorszy sort”, „tam, gdzie stało ZOMO” – ciemny lud to wszystko kupił. Za każdym razem, gdy prezes wypuści takiego mema, trafia nie tylko do elektoratu, ale i do przeciwników, którzy myślą, że mogą go sobie oswoić przez ironię czy sarkazm. Tymczasem pracują jedynie nad wzmocnieniem komunikatu Kaczyńskiego. I odwracają uwagę od rzeczy ważnych.