Cynizm władzy uderza w dzieci z trudnych domów. Czasem ze skutkiem śmiertelnym
AGATA SZCZERBIAK: Cieszy się pani na nową ustawę o rodzinach zastępczych?
ANNA KRAWCZAK: Cieszę się z tego, że nowelizacja w ogóle powstaje, bo jest nam obiecywana od szeregu lat. Za czasów wiceministra rodziny Bartosza Marczuka (2015–18) powstał bardzo dobry projekt nowelizacyjny, który – oczywiście – uległ dyskontynuacji.
Ale chyba najważniejszą cechą projektu, który trafił teraz do Sejmu, jest niespójność. W niektórych obszarach ustawa jest progresywna, ustanawia np. rejestr dzieci i rodzin zastępczych. Na przykład dziś nikt nie wie, ile dokładnie jest wolnych miejsc w rodzinach zastępczych, w jakich powiatach są te wolne miejsca, czemu nie umieszcza się w nich dzieci. Dużo uwagi i analizy włożono w opracowanie rejestru, i zrobiono to w sposób przemyślany, nikt nie zarzuci, że po łebkach. To z jednej strony. A z drugiej mamy zapis o podniesieniu wynagrodzenia dla rodziny zastępczej zawodowej do 3,1 tys. zł, czyli aktualnej pensji minimalnej. Tymczasem wiemy, że ustawa wejdzie w życie rok później. Świadczenia na dzieci drastycznie spadły; są one nominalnie niemal takie same od jedenastu lat, ale od 2011 roku dwukrotnie wzrosło minimalne wynagrodzenie i trzykrotnie podniosła się inflacja. W 2011 roku świadczenie na dziecko w rodzinie zastępczej wynosiło 76 proc. pensji minimalnej, zaś w 2022 roku wynosi 38 proc. wartości pensji minimalnej. Oznacza to, że poziom wsparcia państwa dla dzieci w pieczy jest realnie dwa razy niższy niż 10 lat temu.
Ani słowa nie ma na ten temat w nowelizacji.
Ministerstwo ma świadomość, że piecza zastępcza jest w kryzysie. A właściwie to nie jest już kryzys, ale zapaść.