Metropolita Sawa, zwierzchnik Cerkwi polskiej, w autoryzowanym wywiadzie opublikowanym 9 sierpnia na łamach „Polityki” formułuje iście ekwilibrystyczne uzasadnienie dla swojego realnego sprzeciwu wobec uznania pełnej niezależności prawosławia w Ukrainie, m.in. oskarżając patriarchę Konstantynopola Bartłomieja o pogłębienie podziałów religijnych w tym kraju. W politycznym kamuflażu hierarcha z dużą łatwością opowiada się najpierw za autokefalią dla prawosławia ukraińskiego, jednak ostatecznie w oparciu o niespełnialne postulaty. I wygłasza tezy noszące znamiona dezinformacji, które wymagają komentarza.
Cerkiew. Wspólnota interesów
Metropolita Sawa, stroniący od wywiadów w niezależnych mediach, najwyraźniej zdecydował się zrobić wyłom i zaprezentować się jako wznoszący się ponad polityczne podziały „mąż opatrznościowy”. Im bardziej jednak podkreśla rozdział między sprawami Cerkwi i polityką, tym mniej wiarygodnie brzmi to założenie, zwłaszcza z ust byłego współpracownika komunistycznych służb specjalnych, biskupa otwarcie popierającego linię PZPR w czasie stanu wojennego, emerytowanego generała brygady.
Wywiad przesycony jest wypowiedziami metropolity Sawy bagatelizującymi „czarne (czerwone)” karty własnej biografii. Całości jego agenturalnego dossier, w tym związków z KGB, nigdy nie poznamy, ponieważ część dokumentów została zniszczona przez ekipę gen. Czesława Kiszczaka. Może tu tkwi klucz do zgody na prawosławny pochówek ateisty z piętnem komunistycznego zbrodniarza. W teczkach pozostałych po pracy operacyjnej TW „Jurka” zachowały się jego własnoręcznie pisane raporty. Niewielu pamięta, że na falach Radia Wolna Europa Sawa został nazwany „czerwonym biskupem” – chodziło m.in. o fakt tuszowania przez niego pod dyktando SB niejasnych okoliczności śmierci w 1985 r. prawosławnego duchownego Piotra Popławskiego – zachodnia prasa pisała o jego zabójstwie. To tylko jedna z naprawdę licznych i poważnych przesłanek uzasadniających sumarycznie negatywną ocenę moralną jego działań.
Stwierdzenie Sawy: „nie mamy kontaktów z Moskwą”, ze wskazaniem na 24 lutego, czyli dzień wybuchu wojny, jako punktu rzekomo zwrotnego, nie ma pokrycia w rzeczywistości. Cerkiew polska była w stolicy Rosji reprezentowana 15–16 marca br. na organizowanej przez Patriarchat Moskiewski konferencji naukowej „Bóg – człowiek – świat”. 27 marca w państwowym kanale telewizyjnym Rossija 24 przewodniczący Departamentu Zewnętrznych Stosunków Kościelnych Patriarchatu Moskiewskiego chwalił pomoc Cerkwi polskiej dla ukraińskich uchodźców – czyżby dlatego, że środki te były rozdysponowywane przez rosyjskie parafie? Patriarcha Cyryl nie nabrał dystansu do biskupów prawosławnych z Polski za potępienie wojny – 31 maja ogłosił komunikat z wyrazami „braterskiej miłości” do Sawy z okazji 24 lat od objęcia metropolii warszawskiej, a nie do wszystkich kieruje takie listy gratulacyjne. Tu nie ma miejsca na kurtuazję, to wyraz trwającej wspólnoty interesów.
Czytaj też: Polska Cerkiew niebezpiecznie gra z Moskwą
Kogo wspiera polska Cerkiew?
W opinii hierarchy warunkiem nadania autokefalii jest pełne zjednoczenie prawosławia w Ukrainie. Mówi o „zamieszaniu” związanym z czterema hierarchami konkurującymi ze sobą o duchowe zwierzchnictwo nad Kijowem. Odnotowuje, że pewien niekanoniczny biskup rozpoczął aktywność w Polsce – chodzi o działalność byłego już duchownego jednej z takich wspólnot ukraińskich w latach 2019–20 w Łodzi, aktualnie tworzącego odnogę starokatolicyzmu. Nie mówi jednak o tym, że na terenie Federacji Rosyjskiej działa ok. 40 wspólnot uznawanych przez tamtejszy Kościół prawosławny za schizmatyckie. I jak widać, nie przeszkadza mu to w uznawaniu autorytetu jednego patriarchy moskiewskiego.
Przypomnę więc, że Jego Eminencja nie komentuje nigdzie finansowych zależności polskiej Cerkwi od podmiotów związanych z Federacją Rosyjską (np. Gazprom, Rosatom) i okoliczności zrealizowania w 2021 r. 44-minutowego filmu o prawosławiu w Polsce przez telewizję Rossija-Kultura. Milczy też o tym, że Cerkiew polska, na uprzywilejowanych zasadach i wbrew zdecydowanej większości lokalnych Kościołów prawosławnych, przyznaje prawo do autokefalii strukturom Patriarchatu Moskiewskiego w USA i Kanadzie (Orthodox Church in America).
Metropolita Sawa, ze względu na sytuację kryzysową w ukraińskim prawosławiu, domaga się również zwołania zgromadzenia wszystkich zwierzchników lokalnych Kościołów prawosławnych – to powielenie sugestii po raz pierwszy sformułowanej w 2018 r. przez ks. Aleksandra Wołkowa, rzecznika prasowego patriarchy moskiewskiego. Ostatnia próba zwołania takich konsultacji miała miejsce w 2020 r. – do Ammanu na zaproszenie patriarchy jerozolimskiego Teofila przybyło jedynie pięć delegacji. Z Rosji, Serbii, Rumunii, Polski, Czech i Słowacji – większość lokalnych Kościołów prawosławnych zbojkotowała tę inicjatywę, odbierając ją jako w pełni kontrolowaną przez patriarchę Cyryla.
Co ciekawe, członkiem delegacji moskiewskiej na tym spotkaniu, wspólnie z Cyrylem, był podległy mu metropolita kijowski Onufry – to jego wspiera polska Cerkiew, o czym świadczą wspólne inicjatywy skierowane przeciwko tomosowi o autokefalii dla Cerkwi ukraińskiej, np. referat abp. Jerzego Pańkowskiego w Ławrze Kijowsko-Peczerskiej w listopadzie 2021 r. w ramach konferencji na temat „kryzysu (…) spowodowanego działaniami patriarchy Konstantynopola” (porównanego do tzw. wojny hybrydowej) czy udział posła Eugeniusza Czykwina, redaktora naczelnego „Przeglądu Prawosławnego”, w zorganizowanej tam miesiąc później konferencji krytykującej ukraińskie ustawodawstwo wyznaniowe. Kierowana przez metropolitę Onufrego Berezowskiego Ukraińska Cerkiew Prawosławna przeszła niedawno organizacyjny „retusz” – usunięto ze statutu bezpośrednie odwołania do związków z Rosyjskim Kościołem Prawosławnym, ale wciąż pozostaje jego częścią w ramach przywilejów nadanych w 1990 r. przez patriarchę moskiewskiego. Berezowski odrzucił zaproszenie z Konstantynopola do udziału w synodzie zjednoczeniowym, w wyniku którego powstał Prawosławny Kościół Ukrainy.
Czytaj też: Historia zburzonych cerkwi
Resentymenty historyczne i narodowe
Głównym jednak corpus delicti przeciwko proklamowaniu pełnej niezależności prawosławia w Ukrainie ma być rzekoma nieważność święceń biskupich metropolity kijowskiego Epifaniusza, otrzymanych od biskupa ekskomunikowanego przez rosyjską Cerkiew za próbę usamodzielnienia się od Moskwy. Prawosławne prawo kanoniczne zezwala na uznanie za sakrament obrzędu sprawowanego poza Cerkwią pod warunkiem jego prawidłowości. Stosowanie tego odstępstwa od reguły jest uznaniowe, również w Patriarchacie Moskiewskim.
Patriarcha Konstantynopola, kierując się tą formułą, uznał w 2018 r. za ważne wszystkie wcześniejsze święcenia udzielone przez wspólnoty tworzące dzisiejszy Prawosławny Kościół Ukrainy, zwłaszcza że wcześniejsze kary miały polityczny podtekst. Moskwa przyjęła interpretację korzystną wyłącznie dla siebie – stanowisko prawosławnego metropolity warszawskiego, zaprezentowane na łamach „Polityki”, jest z nią w pełni zbieżne. Mimo ekumenicznego blichtru metropolita Sawa nie chce uznawać żadnych sakramentów Prawosławnego Kościoła Ukrainy. A budowanie przez władykę Sawę analogii między statusem Prawosławnej Cerkwi Ukrainy a lefebrystami jest, oględnie mówiąc, nietrafione – kuria rzymska nigdy nie podważała ważności sakr biskupich udzielonych bez aprobaty kanonicznej w 1988 r. przez abp. Marcela Lefebvre’a ani też dalszych święceń w Bractwie Św. Piusa X.
Władyka Sawa utrwala obecną w mediach prorosyjskich i nieprawdziwą informację o toczących się rozmowach zjednoczeniowych między uznaną przez patriarchę Bartłomieja Prawosławną Cerkwią Ukrainy a Kościołem greckokatolickim, ze wskazaniem na zagrożenie prozelityzmem ze strony Watykanu. To z kolei wzbudza wzajemną nieufność i podejrzenia, i to w chwili szczególnie trudnej dla uciemiężonego przez rosyjską napaść narodu ukraińskiego. Wzbudzanie resentymentów historycznych i narodowych, by na ich kanwie zdobywać kapitał polityczny, jest godne potępienia.
Czytaj też: Franciszek szokuje, gdy mówi o wojnie. O co mu chodzi?
Młodsza ukraińska Siostra
Pozwolę sobie w tym miejscu na dygresję – młodsze pokolenie biskupów polskiej Cerkwi też zdumiewa. Abp Grzegorz Charkiewicz, opiekun Bractwa Młodzieży Prawosławnej w Polsce, zapytany 28 maja przez jednego z uczestników pielgrzymki młodych na Grabarkę o to, czy patriarcha Cyryl nie powinien raczej modlić się o klęskę armii Federacji Rosyjskiej, zamiast wspierać prowadzone przez nią działania wojenne, stwierdził: „Mnie patriarcha nie pytał o radę. Nie wiem, co powinien patriarcha”. Pośród pięknych słów o miłości i przebaczeniu sugerował, że patriarchę może osądzić tylko Bóg na Sądzie Ostatecznym. Samo pytanie abp Grzegorz porównał do prowokacji, jakich podejmowali się faryzeusze. Wspomniał o „bratnich narodach, które przelewają dzisiaj krew”, jakby między walczącymi stronami zachodziła równowaga niepozwalająca na wskazanie agresora i ofiary. Przysłuchiwali się temu dwaj inni biskupi: abp Jerzy Pańkowski i bp Warsonofiusz Doroszkiewicz – żaden z nich nic nie dodał, nie podjął polemiki.
Warto w tym miejscu również przywołać okoliczności, które nie przekreśliły ogłoszenia pełnej niezależności polskiej Cerkwi w 1925 r.: negatywne stanowisko Moskwy oraz większości zjazdów diecezjalnych metropolii warszawskiej, protest części biskupów przeciwko synodalnej uchwale z 1922 r., krytyka ze strony rosyjskich biskupów emigracyjnych, a wreszcie – zamordowanie w 1923 r. metropolity Jerzego Jaroszewskiego przez przeciwnika autokefalii. Kościół prawosławny w Polsce, mając na względzie respekt i pokorę dla tej trudnej historii, winien stanowić niezawodne wsparcie dla swojej młodszej ukraińskiej Siostry i kochać konstantynopolitańską Cerkiew Matkę. Chciałbym się mylić, wskazując na to, że metropolita Sawa oraz pozostali biskupi prawosławni w Polsce wybrali inną drogę.
Autor tekstu jest kierownikiem Pracowni Badań Prognostycznych nad Przemianami Religijnymi oraz wicedyrektorem Instytutu Filozofii Uniwersytetu Wrocławskiego; współpracuje z Centrum Doktryn i Szkolenia Sił Zbrojnych w ramach kampanii NUP 2X35; jest wyznania prawosławnego.
Czytaj też: Ukraińska cerkiew zrywa z Moskwą