KATARZYNA KACZOROWSKA: Od 2013 r. jest pan krajowym konsultantem ds. perinatologii. W konkursie na kierownika I Katedry i Kliniki Położnictwa i Ginekologii Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego uzyskał pan rekomendację m.in. Rady Wydziału Lekarskiego WUM. Ale rektor powołał na to stanowisko pana konkurenta, który perinatologią nigdy się nie zajmował.
PROF. MIROSŁAW WIELGOŚ: W tym roku upływa sześć lat, od kiedy powierzono mi kierowanie kliniką, była to moja druga kadencja na tym stanowisku. Przystąpiłem do konkursu, pojawił się kontrkandydat, na obu etapach postępowania konkursowego w zdecydowany sposób wygrałem, niemniej rektor podjął decyzję niezgodną z opiniami ciał kolegialnych. I oczywiście ma do tego prawo zgodnie z ustawą, która mówi, że ostateczną decyzję podejmuje on, tylko ja cały czas powtarzam – nie po to ustawa dała takie uprawnienia rektorowi, żeby decydował według własnego widzimisię. Ta ostateczna decyzja powinna dotyczyć rozstrzygania kwestii wątpliwych, spornych, kiedy pojawiają się rozbieżności w opiniach, a więc rada wydziału wskazuje jednego kandydata, komisja drugiego albo są bardzo małe różnice w ocenie ich obu. Tu nie było takiej sytuacji. Mój kontrkandydat, mimo osiągnięć na polu ginekologii głównie operacyjnej, nie zajmuje się i nigdy się nie zajmował perinatologią.
Pan w poprzedniej kadencji był rektorem WUM.
A wcześniej przez osiem lat dziekanem wydziału lekarskiego.
Może więc powody są niemerytoryczne? Prof. Marzena Dębska na Facebooku napisała: „Zszokowani są lekarze i studenci, nie wiem, jak zareagują pacjentki, kiedy dotrze do nich ta informacja. W ośrodku tym, jako jedynym w Polsce, dostępny był bowiem dla nich pełen zakres operacji wykonywanych w terapii płodu – od transfuzji dopłodowych, w których prof. Wielgoś był jednym z pionierów i uczniem mojego męża prof. Romualda Dębskiego – po terapię przepukliny przeponowej, rozszczepu kręgosłupa, a w ostatnim czasie również wad serca”.
Nie wiem, czy powody były polityczne, personalne, czy jeszcze inne, choć mogę się domyślać, bo merytorycznych uzasadnień tej decyzji nie ma. I to nie jest tylko moje nieskromne zdanie. To opinia wyrażana przez różnego rodzaju gremia, środowiska, przez naszą społeczność akademicką, w tym przywołaną prof. Dębską, współpracowników z mojej kliniki, Polskie Towarzystwo Ginekologów i Położników, wreszcie studentów naszej uczelni. Po mojej stronie stanęły też pacjentki, a ja ich wsparcie odbieram jako obronę ośrodka, który stworzyłem i który działa na bardzo dobrym poziomie.
Powiedzmy od razu: wiodącego ośrodka w zakresie diagnostyki i terapii prenatalnej w kraju i jednego z wiodących w Europie, dostrzeganego na forum międzynarodowym.
Rzeczywiście perinatologia to nasza wizytówka, ale też wizytówka WUM, a ta klinika jest jedną z czołowych jednostek uczelni. Plasujemy się na 14. pozycji na ponad sto jednostek WUM. I jesteśmy na pierwszej pozycji wśród wszystkich klinik położniczo-ginekologicznych i zabiegowych, nie było tu więc argumentu, że coś się źle dzieje i trzeba wymienić kierownika, bo to jedyny ratunek. Tu niczego naprawiać nie trzeba, jeśli już, to takim działaniem można wiele zepsuć.
Stanęli za panem też studenci.
Bo mamy świetnie oceniane studenckie koło naukowe, które zdobywa na konferencjach i kongresach w kraju i za granicą wiele nagród. To, co mnie boli jako nauczyciela akademickiego, to zlekceważenie głosu studentów właśnie – brali udział w postępowaniu konkursowym jako członkowie rady wydziału, także w komisji konkursowej. Ich opinia rekomendująca mnie na kolejną kadencję została zignorowana, a więc tak naprawdę zignorowano ich. Pokazano im, że uczestniczyli w fikcji. Po co więc robić teatrzyk, angażować ludzi, ich czas? Wszyscy podchodzili do sprawy poważnie, słuchali wystąpień, mieli pytania, głosowali zgodnie ze swoją wiedzą i sumieniem, a rektor i tak zrobił to, na co miał ochotę.
Jak z pana perspektywy wygląda polska perinatologia?
Na szczęście w ostatnich kilkunastu latach rozwijała się bardzo dynamicznie. Osiągnęliśmy światowe standardy, jeżeli chodzi o diagnostykę i terapię prenatalną. To był wysiłek wielu osób, które temu tematowi się poświęciły. To zaś przełożyło się w sposób bardzo istotny na wskaźniki jakości opieki okołoporodowej w Polsce, które w ostatnich latach cały czas się poprawiały. W terapii płodu, którą się zajmuję, udało nam się na przestrzeni kilkunastu lat wprowadzić do praktyki klinicznej w Polsce praktycznie wszystkie zabiegi i najbardziej zaawansowane techniki, które są dostępne na świecie. Nasze pacjentki nie musiały już jeździć do innych ośrodków, by szukać pomocy. To, co można było zrobić w Niemczech, Wielkiej Brytanii, Belgii czy Stanach Zjednoczonych, można także robić tutaj, w Polsce.
Polki przychodzą z duszą na ramieniu
Niedługo miną dwa lata od wyroku Trybunału Konstytucyjnego, który wprost dotyczy perinatologii i badań prenatalnych.
Ja bym powiedział, że dwa lata temu w wyniku wyroku Trybunału Konstytucyjnego kobiety w Polsce straciły możliwość podejmowania decyzji odnośnie do kontynuowania ciąży lub nie w przypadku ciężkich, często letalnych, nieodwracalnych wad rozwojowych i chorób płodu.
Dla części wpływowych środowisk w Polsce diagnostyka prenatalna to główne narzędzie prowadzące do wykonania aborcji.
Przecież to kompletne niezrozumienie problemu i to jest absolutnie niezgodne z prawdą. Ok. 95 proc. ciąż rozwija się prawidłowo. Zaledwie kilka procent to ciąże obarczone wadami rozwojowymi, genetycznymi. Diagnostyka prenatalna przede wszystkim służy temu, by większość naszych pacjentek poinformować o tym, że ich ciąża rozwija się prawidłowo, nie ma żadnych zaburzeń, a więc możemy je – tak po ludzku – uspokoić. To uspokojenie zawsze było ważnym czynnikiem w naszej działalności z zakresu diagnostyki prenatalnej, ale teraz, odkąd mamy nowe prawo, mogę powiedzieć, że kobiety przychodzą na te badania z duszą na ramieniu.
Boją się?
Bardzo. Badanie prenatalne to zawsze było emocjonujące przeżycie, ale nie tak, jak to się obecnie dzieje. Kobiety ze łzami w oczach, w napięciu czekają na diagnozę. I boją się, bo wiedzą, że jeżeli będzie jakaś nieprawidłowość, to niestety, ale nie będą mogły podjąć decyzji. Ta decyzja została podjęta za nie – każda ciąża musi być kontynuowana i przesłanki embriopatogenetyczne już nie obowiązują. Czyli nawet jeśli stwierdzamy u płodu wady letalne, prowadzące do jego śmierci, kobiety są zmuszane ciążę kontynuować. W Polsce za mało się też mówi o tym, że diagnostyka prenatalna pozwala wykrywać nieprawidłowości, z którymi możemy coś zrobić.
To znaczy?
Możemy leczyć dzieci z różnego rodzaju wadami przed ich narodzeniem. To dzieci z przepuklinami przeponowymi, rozszczepami kręgosłupa, powikłaniami ciąży bliźniaczej jednokosmówkowej, gdy może wystąpić zespół przetoczenia pomiędzy płodami, będący zagrożeniem dla bliźniąt. A my go dzisiaj możemy skutecznie leczyć dzięki technikom terapii prenatalnej. Jest też cała grupa nieprawidłowości, schorzeń, które co prawda nie kwalifikują się do leczenia wewnątrzmacicznego, ale można je leczyć bezpośrednio po urodzeniu dziecka. Tylko że musimy wiedzieć, że taka nieprawidłowość istnieje.
Po co?
Żeby zaplanować poród w odpowiednim miejscu, odpowiednim czasie i w odpowiedni sposób. Bo jak nie wiemy nic o poważnym problemie wymagającym natychmiastowej interwencji lekarzy, i to wysoko wyspecjalizowanych, a dziecko urodzi się w przypadkowym miejscu, nieprzygotowanym na poważne komplikacje i konieczność szybkiego działania, to można po prostu nie zdążyć udzielić pomocy temu noworodkowi. Nawet jeśli chcielibyśmy dziecko przetransportować gdzieś do ośrodka, który się tym zajmuje, to trzeba mieć świadomość, że tu się liczą nawet nie godziny, ale minuty, a taki transport trwa.
Media właśnie nagłośniły przypadek pacjentki, której lekarz nie poinformował, że płód rozwija się bez czaszki. Kobieta trafiła do innego położnika na początku trzeciego trymestru, w szpitalu w Warszawie dwóch lekarzy odmówiło terminacji ciąży.
I co ja mam powiedzieć? Każdy położnik wie, że dziecko bez czaszki nie ma jakichkolwiek szans na przeżycie i nie ma co udawać, że stanie się cud. Taką ciążę powinno się po prostu zakończyć, stosując odpowiednie procedury.
Ale co pan myśli o tym, co się stało?
Myślę, że zmuszanie kobiety do kontynuowania ciąży, która jest skazana z założenia na niepowodzenie, już jest dramatem, ale ten dramat może doprowadzić do jeszcze większej tragedii. Nie trzeba wielkiej empatii, by wyobrazić sobie, jak trudno uporać się psychicznie z taką sytuacją, a przecież psychika to też jest zdrowie. Nigdy nie wiemy, co zrobi pacjentka doprowadzona do ostateczności. Przecież może targnąć się na swoje życie. I kto wtedy poniesie odpowiedzialność za tę tragedię?
***
Prof. Mirosław Wielgoś I Katedrą i Kliniką Położnictwa i Ginekologii Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego kierował 12 lat (kadencja trwa sześć). Decyzją rektora WUM prof. Zbigniewa Gacionga ma go zastąpić pochodzący z Krakowa prof. Artur Ludwin. Rektor WUM w odpowiedzi na list otwarty pracowników kliniki położnictwa napisał m.in., że zmiana na stanowisku jest „procesem koniecznym dla rozwoju nowych oczekiwanych przez pacjentki świadczeń leczniczych, nowych kierunków badawczych” i jest to „decyzja właściwa”. O prof. Wielgosiu napisał: „To znakomity fachowiec i autorytet w świecie medycznym. W pełni zgadzam się z Państwa opinią, że jest to wielce zasłużona osoba w rozwoju medycyny matczyno-płodowej”. Wyraził też nadzieję, że prof. Wielgoś „będzie kontynuował swą naukową i lekarską misję” jako pracownik WUM. Wieloletni kierownik kliniki nie wyobraża sobie tego w obecnej sytuacji, a współpracownicy napisali do rektora kolejny list. „Uważamy decyzję o odsunięciu prof. Wielgosia od kierowania kliniką za skandaliczną i nie do przyjęcia”. Pod tymi słowami podpisało się 28 osób.