Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Społeczeństwo

Biznesmen, który pomaga Ukraińcom, sam potrzebuje pomocy

Pokojowa manifestacja uchodźców z Ukrainy w Częstochowie Pokojowa manifestacja uchodźców z Ukrainy w Częstochowie Maciek Skowronek / Agencja Wyborcza.pl
Nie mogę nawet słuchać, jak ktoś się zastanawia, czy my, Polacy, nie dość im już pomogliśmy – mówi Les Gondor, właściciel hotelu Mieszko w Gorzowie Wielkopolskim, który stał się domem dla uchodźców z Ukrainy.

ZBIGNIEW BOREK: Pamięta pan pierwszych?
LES GONDOR: Oczywiście. Do końca życia będę pamiętał.

Co szczególnie?
Oczy. Strach w oczach.

Z powodu wojny?
Wojny i niepewnego jutra. Znaleźli się w obcym kraju, niemal same kobiety z dziećmi, trochę osób w podeszłym wieku, niepełnosprawnych. Mieli przy sobie walizkę czy dwie, nie wiedzieli, co ich czeka, chyba nie wierzyli, że chcemy im pomóc, i to za darmo.

Kiedy to było?
Zaraz na początku.

Gdy tylko wojna wybuchła?
No tak, dotarli 27 lutego, do Gorzowa od granicy trzeba przejechać kawał Polski.

Nie wahał się pan?
A co tu się wahać? To proste: zjawiają się ludzie, którzy potrzebują pomocy, bo na ich kraj napadł bandzior, trzeba więc pomóc. Wolałbym pomagać z innego powodu, ale jest wojna, to pomagam z powodu wojny.

Bo tak jest po ludzku?
Po ludzku, ale też we własnym interesie.

We własnym interesie?
Oczywiście, jak oni Putina nie zatrzymają, Polska będzie następna. Nie trzeba być wielkim strategiem i wykształconym analitykiem, to widać, słychać i czuć.

Ale do biznesu pan dokłada?
Do jakiego biznesu? Tu już nie ma żadnego biznesu. Był hotel biznesowy na 328 miejsc, teraz jest dom dla 328 uchodźców. To znaczy tyle mieszka obecnie, przewinęło się około tysiąca. Na początku mieliśmy kilkanaście osób, potem kilkadziesiąt, ale kolejni przybywali, aż uchodźcy stanowili 60–70 proc. i trzeba było zrezygnować z tych, którzy płacą za siebie i wymagają jednak standardów hotelowych, a nie domowych.

Reklama