W ciągu kilku tygodni w województwie zachodniopomorskim w trakcie polowań zastrzelono nielegalnie trzy samice żubrów. Dwie myśliwy pomylił z dzikami. Pięcioletnią karmiącą krowę zabił człowiek z Irlandii, w Polsce bawiący na tzw. polowaniu dewizowym. Twierdził, że strzelał w samoobronie, ale oględziny wykazały, że oddał strzał do uciekającego zwierzęcia. W innym miejscu ktoś postrzelił jeszcze jedną żubrzycę, została dobita po wielu dniach od zranienia.
Także w październiku po drugiej stronie kraju zastrzelony został żubr, który w Białowieży podchodził do zabudowań, kręcił się po miejscowym parku i odwiedzał sady w poszukiwaniu owoców. Zgodę na zabicie go wydały stosowne urzędy, a pracownicy parku narodowego, którzy w Puszczy Białowieskiej doglądają żubrów, tłumaczyli, że zwierzak musiał zginąć, ponieważ był agresywny, a park nie ma możliwości się nim zająć i odizolować go od ludzi. Bo to ludzie, w tym stacjonujący licznie w Białowieży żołnierze, nauczyli tego młodego samca, że blisko nich jest dużo jedzenia.
Czytaj też: Puszcza jak poligon. Zapora na granicy zrujnuje przyrodę
Jak można nie rozpoznać żubra?
System zarządzania środowiskiem jest fatalny, skoro dochodzi do pięciu takich sytuacji w krótkim czasie. I to w przypadku żubrów, gatunku – jak mówią biolodzy – charyzmatycznego, rozpoznawalnego i lubianego, który właśnie dzięki polskim wysiłkom cudem ocalał.