Marsz Niepodległości w Warszawie. Miało być spokojnie, było głośno i wulgarnie
Oficjalnie Marsz Niepodległości rozpoczął się o godz. 14, z ronda Dmowskiego ruszył o 14:30. „Modląc się o wielką Polskę, odnoszącą się także do wiary katolickiej, chcemy, aby ten marsz był spokojny. Modlimy się o to, abyśmy potrafili się zachować jak polscy patrioci, byśmy pracowali dla dobra naszej ojczyzny, a kiedy przyjdzie taka potrzeba, abyśmy także o nią walczyli” – powiedział tuż przed startem pochodu Robert Bąkiewicz, prezes stowarzyszenia Marsz Niepodległości. Uczestnicy odśpiewali hymn państwowy. Mimo próśb organizatorów o nieużywanie środków pirotechnicznych kolejne wersy były zagłuszane przez petardy.
Konfederaci: „Stop ukrainizacji Polski”
Hasła o patriotyzmie i szacunku dla ojczyzny („To my, to my, Polacy!”) mieszały się z homofobicznymi. Uczestnicy skandowali o niedopuszczaniu do seksualizacji dzieci w szkołach, dało się słyszeć okrzyki: „Chłopak, dziewczyna – normalna rodzina”, „Rodzina dobrem narodowym”. Z przodu kolumny wybrzmiewały z kolei hasła antyrosyjskie: „Jeb... Rosję i Białoruś”. A zaraz potem: „Jeb… UPA i Banderę”. Zwolennicy Konfederacji pojawili się z banerem: „Stop ukrainizacji Polski”.
Kiedy marsz przekraczał Most Poniatowskiego, jego uczestnicy zaczęli zrzucać petardy. Straż Narodowa postanowiła zielonymi parawanami zasłonić balkony sąsiadujących z mostem mieszkań przy alei 3 Maja, które ozdobiono tęczowymi flagami. Przypomnijmy: w 2020 r. w jednym z mieszkań w przedwojennej kamienicy za sprawą rac wrzuconych przez narodowców wybuchł pożar. Na balkonie lokalu wisiała tęczowa flaga oraz baner Strajku Kobiet.