Studniówka będzie bardzo droga. Ale nie to martwi uczniów najbardziej
Kto organizował osiemnastkę w klubie lub innym lokalu, dobrze wie, ile kosztuje tzw. talerzyk. Jest drogo, ale warto zapłacić. 18 lat ma się przecież raz w życiu. Podobnie studniówkę. Prawdziwa, czyli własna, jest tylko jedna. Maturzyści są świadomi, że ich bal musi dużo kosztować. Jednak dlaczego aż tak dużo? Czyżby od czasu ich osiemnastki ceny aż tak bardzo poszły w górę?
Oczywiście inflacja robi swoje, ale prawdziwa przyczyna wysokich kosztów studniówki leży gdzie indziej. Trzeba zaprosić nauczycieli. A tych jest strasznie dużo. Od kiedy pracują w kilku szkołach, w każdej na część etatu, rada pedagogiczna składa się nie z 30 osób, jak było dawniej choćby w moim liceum, lecz z ponad pięćdziesięciu. Grono pedagogiczne nieomal się podwoiło.
Studniówka droższa niż osiemnastka
Jeden nauczyciel przypada już nie na pięciu–sześciu maturzystów jak kiedyś, lecz na dwóch–trzech. A przecież trzeba jeszcze uwzględnić innych pracowników szkoły: sekretarkę, księgową, portierkę, panie woźne. Gdyby wszyscy przyjęli zaproszenia, na każdego ucznia przypadałby jeden pracownik. Dlatego studniówka może kosztować dwa razy tyle co osiemnastka. Należy coś z tym zrobić – mówią uczniowie.
Zaprasza się wszystkich, ale nie wszyscy powinni przyjść. Nauczyciel musi się domyślić, czy jest zapraszany pro forma (na odczepnego), czy naprawdę uczniowie chcą, aby przyszedł. No więc mnie zaproszono w tym roku na dwa sposoby. W jednej szkole odciągnięto mnie na bok, ktoś wyciągnął paczkę z zaproszeniami (ze 20–30 kopert), poszukał z moim nazwiskiem i wręczył. Na początku nawet się nie zorientowałem, iż to zaproszenie na studniówkę, myślałem, że dostaję upomnienie za jakieś przewinienie.