Dwie głośne afery w gdańskich szkołach. Media nie załatwią sprawy za dorosłych
Dziwne to czasy, kiedy poważne tytuły prasowe, radni wielkiego miasta i kto wie, jakie jeszcze ważne gremia, muszą zajmować się procedurą korzystania z ubikacji szkolnych w czasie lekcji. Tak właśnie stało się w Gdańsku, gdzie dyrektorka IX LO wydała zarządzenie w tej sprawie. Jeśli ucznia przypili w czasie lekcji, to nauczyciel ma następujące możliwości: 1. przejść z uczniem do toalety, by pilnować bezpieczeństwa zarówno ucznia, jak i klasy; 2. zadzwonić i poprosić wicedyrektora, by pełnił opiekę nad uczniem udającym się do toalety; 3. zadzwonić i poprosić pracownika sekretariatu, aby pełnił opiekę nad uczniem. Bez specjalnych procedur z wychodka w czasie lekcji mogą korzystać uczniowie ze wskazaniem lekarskim.
No i belfrzy zaczęli się stosować do wskazań. Któryś, by upilnować i ucznia, i resztę klasy, zarządził zbiorową wycieczkę pod toaletę (wariant 1). Klasa czekała cierpliwie, aż przypilony opuści kabinę. Słowem, kabaret. W innym przypadku nauczyciel, mając w perspektywie spacer grupowy albo dzwonienie po asystę wicedyrektora lub pracownika sekretariatu, zaczął dociekać: „A bardzo ci się chce?”. No i pojawiły się wpisy w mediach społecznościowych, w ślad za nimi artykuły w prasie. I zrobił się rwetes.
Przedstawiciele rady rodziców zwołali konferencję prasową. Skrytykowali zamordyzm (gorszy niż za komuny), naruszenie godności uczniów, łamanie podstawowych praw obywatelskich. Sformułowali długą listę żądań pod adresem różnych organów – od zawieszenia w obowiązkach dyrektorki IX LO, przez kompleksowe kontrole dokumentów wewnętrznych wszystkich pomorskich szkół, po rozpoczęcie programu prewencji mającego na celu zapobieganie próbom samobójczym.